poniedziałek, 3 października 2016

Jesienne sprzątanie lasu w Jarze Pisencja w Imielnicy

Bohaterowie naszej wyprawy, by posprzątać  las...
Wczoraj miałem okazję wraz z fajną grupą osób sprzątać las. W ciągu niecałych dwóch godzin zebraliśmy siedem 100 litrowych worków śmieci-butelki po alkoholach, rozbite szkła, plastikowe butelki po napojach, foliowy badziew i aluminiowe puszki. Największymi naszymi ''trofeami'' okazały się żyrandol oraz opona po maluchu... Czego to ludziska nie wyrzucą?

Główną prowodyrką całego leśnego zamieszania okazała się Agnieszka, miłośniczka okolicznych ptaków gniazdujących w tym lesie. Serce się radowało, jak młodzież z nieokiełznanym zapałem  zabrała się do pracy. Trzeba było nieźle się nagimnastykować, aby za nimi nadążać. Jakoś się udawało. Podczas zbierania pozostawianego przez brudasów śmieci ujrzałem na własne oczy, co robi prawdziwy spontaniczny zryw dzieci. Kiedy jeszcze nie znając politycznych bredni gadających głów, religijnych pustych utopi i skażenia pieniądzem-byłem świadkiem czegoś absolutnie czystego, za czym nie stoi jakaś korzyść. Chcieliśmy po prostu sprzątnąć las, tylko, i aż tyle...

Jesień w Jarze Pisencja.
Podczas odpoczynku :)
Takie dziwy rosną w Jarze Pisencja.
Las, który postanowiliśmy oczyścić z ludzkiej tępoty położony jest ok. 7 km od Płocka. Zajmuje obszar 9,70 ha powierzchni i nazywany jest Jarem Pisencja. To lokalna nazwa, którego źródła do dziś nie udało nam się ustalić. Na dnie wąwozu płynie niewielki strumień o nazwie Gulczewka. W mokre lata potrafi przybrać do prawie metra głębokości i ponad trzech metrów szerokości. Zasilają go nieduże podskórne źródliska, młaki i wysięki. Osobliwością rzeczki jeszcze kilka lat temu były malownicze wodospadziki, przy których kąpieli zażywało małe ptactwo leśne. Rudziki, strzyżyki, sikory, kosy, a nawet dzięcioły. Po ostatnich suszach i rozjeżdżaniu strumyka przez typów na quadach, wodospady zaniknęły. 

Jar Pisencja porasta ols przystrumykowy szacowany na 70-90 lat. W domieszce towarzyszą mu jesiony, brzozy, dęby, sosny i modrzewie sztucznego nasadzenia w wieku 30-80 lat. Jego niebywałym bogactwem są dziuplaste drzewa, które zajmuje kilka gatunków dzięciołów z największym europejskim: dzięciołem czarnym! Dzięki licznym dziuplom, ustronnym miejscówkom i sporej ilości wykrotów i zleżałych pni, rzadkie gatunki ptaków, mają tutaj azyl na zakładanie gniazd i kryjówki. W tym roku gniazdowały nawet przepiękne wilgi-informacja od Agnieszki :) Jar stanowi także schronienie i miejsce wodopoju dla nielicznych już saren i stadka dzików. Niestety są one systematycznie płoszone z lasu przez hałaśliwych ludzi.

Jeden z największych głazów w dolinie Gulczewki.
Wiosną-w lesie.
Fragment olsu w parowie imielnickiej.
W latach 80-tych ubiegłego wieku, w olsie, na nasłonecznionych zboczach jaru łanowo porastały poziomki. Były duże i nader słodkie. Rosły także nieliczne drzewka owocowe jak wiśnie i czereśnie, ale w ostatnim dziesięcioleciu ktoś je ordynarnie powycinał. Zapewne z zawiści, bo jak inaczej to określić? Wiśnie były starych odmian i owocowały bardzo gęsto, tak, że człowiek i ptactwo mogło się do syta naobjadać. Pamiętam je dobrze, bo jako dzieciak zajadałem się nimi. Stąd taki mój sentyment do imielnickiego parowu... To był mój pierwszy w życiu las, w którym się zgubiłem, do którego wędrowałem z dziadkiem na wycieczki i w którym jako chłopaczek walczyłem na wojnie. Jar Pisencja jest jednym z najbardziej zmilitaryzowanych miejsc w Płocku-to tutaj istnieją poniemieckie schrony typu  Ringstandt 69 i Ringstandt Tobruk 58C z lat 1943-44 [?]. Naliczyłem ich 18-cie i ciągną się aż do pobliskiego Gulczewa. Wiele z nich jest już zasypanych :(

W Jarze Pisencja podczas okupacji niemieckiej II Wojny Światowej Niemcy zamordowali 43 płockich Żydów. Po wojnie szczątki zabitych ekshumowano i pochowano godnie na kirkucie w Płocku. Z wartości kultury materialnej warto wymienić zachowany do teraz istniejący nasyp pod kolej wąskotorową w 1922 roku. Użytkowano ją do 1971 roku do celów kampanii cukrowniczej ''Cukrowni Borowiczki.''. Czuję więc emocjonalną więź z tymi terenami, z roku na rok już jakby mi coraz bardzie obcymi. Może to kwestia niedostosowania, albo opór przed tak szybkimi zmianami otoczenia? Naprawdę już nie wiem.

Dzieło koleżanki :)
Owocujące klejnoty trzmieliny w Jarze Pisencja.
Jesień w Jarze z grzybami.
Na szczęście są osoby, którym los imielnickiego lasu także nie jest obojętny. Poznają go już inni ludzie, z inną wrażliwością i spojrzeniem w przyszłość. Czy okażą się podobni do moich, trudno mi uczciwie na to odpowiedzieć. Lecz wiem, że po wczorajszym sprzątaniu Jaru Pisencja nie jestem ostatnim wielbicielem tegoż miejsca. Więc dopóty oni są, las nie umrze śmiercią zdegradowanej przestrzeni, bez szacunku dla jego mieszkańców, krajobrazu i przyrody. 

Patrzyłem na młodzież, na ich uśmiechy, zapał, prawdziwe oddanie sprawie. Powinienem tedy zaufać, oddać miejsce komuś, kto bardziej niż ja-zabezpieczy parów Gulczewki i sprawi, że znowu kiedyś tam zakipi biała ściana wodospadzików... Inaczej człowiek przepadnie, upodobni się do murszejącego drzewa skazanego na niebyt. Wyczekując na głuchy pisk myszołowa, by go móc zadziobać. Bo stanie się podówczas bezwartościowym anonimem samego siebie. Wolę nawet o tym nie myśleć. Już raz przegrałem, kiedy złożyłem  kilkanaście lat temu do płockiego ratusza wniosek o powołanie tam Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego ''Jar Pisencja''. Urzędasy tak się wlekli z decyzją, że w końcu zmienił się Nadleśniczy w Nadleśnictwie Płock, i zgodę na ochronę jaru cofnął! To moja porażka i mój wyrzut sumienia. Nigdy o tym jeszcze nie pisałem... Jakby co, dokumenty posiadam i nikt mi nie zarzuci, że ściemniam.

Słynne wodospadziki na Gulczewce w mokre lata...
Jar Pisencja-zimą.
Jesień w mokre lata w potoku Gulczewka.
Wczorajszy dzień mnie wskrzesił. Dał odrobinkę nadziei, wróciły wspomnienia, wróciła chęć, by cośkolwiek zrobić. Dlatego, gdy koleżanka jakiś czas temu nieśmiało zapytała, czy możemy posprzątać Jar, wiedziałem, że nie mogę odmówić. Bo jakże tak komuś odebrać piękno lasu, który Ona tak bardzo chce uchronić? Byłbym zwykłym imbecylem. Kiedyś nie miałem obok siebie kogoś, kto rozumiał ten las, tę dolinkę, śpiew wiosenny ptaków, którego Ona teraz nadsłuchuje. 

Może coś to zmieni, a może My wszyscy po czasie przegramy i odbiorą nam tę radość, tę piękność zieloności lasu. Odbierze chciwość prostaka w krawacie, głupota urzędnika, ślepy politruk od naści partyjnych wyzwolicieli, co na przymus pragną nas wszystkich uszczęśliwiać. A najbardziej naszych umysłów, wolnej woli i swobody patrzenia na kolory świata? Oby nie, bo wtedy będziemy masą bezmózgwia. 

Owoce bzu czarnego nad Gulczewką.
Schron typu Tobruk na skraju Jaru Pisencja-w bezśnieżną zimę 2014 r.
Dróżka.
Przeżywam. Nie mogę spać, wiele myśli i wiele emocji mną targa. Ta ścieżka w parowie i ślad sarny. Mgły zimą i lepka szadź na gałęziach olch, która tak uroczo skrzy, gdy świta. I mój dziadek zbierający chrust do pieca, co nigdy nie zrąbał tu ani jednego drzewa, gdy spytałem kiedyś, dlaczego? Odpowiedział; że żyjących się nie tnie... Prosty człowiek, a ile było w nim serca, bo one żyją [...].

Wczoraj było i już nie wróci, ale dzięki koleżance i kilkorgu młodym ludziom wrócił czas, jakby zaklęty kiedyś, a odklęty przez nich. To jak z tożsamością, można ją komuś odebrać, a nagle po chwili jakiejś z meandrów Gulczewki odnaleźć niespodzianie za pniem drzewa. Jest taka ostra jaskrawość, pewnie, że bardziej boli i rani, gdy wkoło zauważa się, że człowieki, określane jako myślące traktują żywy las, żywe drzewo, żywy strumień jako wysypisko i szambo dla swoich pomyj. Tacy nigdy tego nie pojmą, bo oni już ociemniali, magma smrodu zastygła w ich zapatrzeniu na pejzaż i na drugiego pobratymcę, jak na coś, co mu dano za darmo, więc on zrobi tak z tym widokiem i z tym kimś, jak on sobie zamyśli. Ja!, Moje!-to jedyny substytut jego marnego jestestwa. Tak gwałci się przyrodę, tak niszczy świat uczuć i tak zabija marzenia... Ja!, Moje!

Strumień Gulczewka w latach świetności... Wiosna.
Sąsiedztwo pobliskiego cmentarza zabija uroki dolinki...Zasypywane zbocza, zaśmiecanie :(
Wczoraj na chwilkę jest teraz. Wczoraj zebraliśmy siedem worków śmieci. W dwie godzinki umalowaliśmy nasz intymny las w pachnącą knieję wyobrażenia o pięknym świecie dla zwierząt, które nie lękają się człowieka. 

Dziękuję Wam za to, że wróciłem do moich wodospadzików, rzeczki, olszynowej kniei i słów dziadka. Dziękuję Agnieszko. Nasłuchuj dalej wilg, opiekuj się kowalikami, rozmawiaj z lasem-on kiedyś Ci odpowie, a Ty o dziwo go zrozumiesz. Jak szamanka wiatr. 

Dużo mnie kosztował emocji ten wpis, ale nie przejmujcie się, ja z natury już taki pokręcony. Niczym grab nachylony ku glebie i zadziwiony, że sam siebie nie dostrzega.  Wczoraj zobaczyłem zwierciadło wspomnień, bośmy wszyscy zrobiliśmy coś z podszeptu dobroci. A las jest dobry.








10 komentarzy:

  1. Brawo Sławek. Coś konkretnego. Szkoda ,że się nie udało powołać tego zespołu przyrodniczo-krajobrazowego. Tępota ludzka nie zna granic.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszam się czytając... Bardzo bliskie mi są wszystkie Twoje obawy, niepokój, złość i chęć ratowania tego uroczego miejsca. I tak jak słusznie zauważyłeś, dopóki są ludzie, którym zależy - Pisencja nie zginie, obiecuję! Od kilku lat jednym z moich największych marzeń jest, żeby powstał tu obszar przyrodniczo chroniony! Nigdy nic w tym kierunku nie zrobiłam, bo nie miałam wsparcia, kogoś kto powie : tak, super pomysł, zrób to ! zamiast patrzeć jak na wariatkę. To jak balsam dla duszy, że ktoś też o tym myśli... Trzeba się za to zabrać ! Bo jak się próbuje i się coś nie udaje, trzeba spróbować jeszcze raz inaczej, potem jeszcze raz... aż do skutku !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, ja Ci pomogę :) Wiem, gdzie i do kogo wysłać wniosek o ochronę prawną Jaru Pisencja... Wniosek wiem jak konkretnie uzasadnić. Potrzebuję Twojego zapału i upartości. Reszta pójdzie samo, trzeba tylko pilnować.

      To ja dziękuję Tobie i Ani. I tym genialnym dzieciakom !

      Usuń
  3. Kiedyś na wakacjach widzieliśmy, że w lesie rozłożyli się z namiotami ludzie, przy jeziorze. Gdy odjechali, poszłam z kolegą nad jezioro i wracając poszliśmy na pobojowisko po obozie tamtych.
    Znaleźliśmy:
    - łuk z gałęzi i sznurka
    - trochę prętów
    - blat od stołu
    - świeczki z potopionymi w wosku osami (biedne)
    - półki i lustro przybite do drzew.
    Potem przyszedł do nas nasz gospodarz, który pływał w jeziorze, a przy okazji posprzątał plażę po nich. Pytał, czy:
    - znalezione dobre buty przydałyby się koledze
    - dwa parasole i papierki może u nas wyrzucić do kosza.
    I tylko człowieka krew zalewa, że nie wiadomo, gdzie winni odjechali...
    Natura bez nas rozkwitnie, a my bez niej nie przeżyjemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomóżmy jej rozkwitać, tyle możemy !

      Usuń
    2. Dziewczyny, jesteście niezwykłe. Zresztą ktoś, kto nosi imię Sławomira musi byś fajną osobą ;) Wiesz, kiedyś na Krutyni rzeka dała mi dobre buty, bo moje się rozleciały. Służyły mi ponad 4 lata. Znalazłem na brzegu w kompletnych chaszczach. Więc tego pana właściciela dobrze rozumiem. Takich miejsc po obozach pseudoturystów nad polskimi rzekami i jeziorami jest multum. Mam nawet wrażenie, że ludzie coraz bardziej robią się burakami. Może przesadzam, ale pływając z kumplem na kanu, widzi się, co zostawiają i co robią z miejscami, w których rozbijają namioty. O grrilach nie wspomnę...

      Dziękuję Ci za komentarz.

      Usuń
    3. Krutynia piękna rzeka, miałam okazję z kajaka oglądać :) Imię mam pożyczone, ale za komplement dziękuję.

      Usuń
  4. Mój szacunek dla wszystkich sprzątających, gdyby tak każdy zadbał o swój kawałek ziemi, lasu ileż przyjemniej by nam się żyło.
    Daliście piękny przykład młodzieży (verba docent, exempla trahunt - słowa uczą, przykłady pociągają).
    Pozdrawiam wszystkich.
    Kotek

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki kolego :) Najwięcej dały z siebie dziewczyny i dzieciaczki.
    ''On ne jouit d'un bien qu'autant qu'un le partage''
    Ten tylko poznał szczęście, kto je z innymi dzieli.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.

    OdpowiedzUsuń