piątek, 19 maja 2017

Nadrzeczne wikliny i uroki wierzbowych gajów

Na przywiślanych terenach zalewowych jest kilka takich miejsc, które z upodobaniem lubię nawiedzać. Szczególnie wiosną i późnymi jesieniami, kiedy dobrostan kolorów nasyca moje oczy aż w nadmiarze. Należą do nich wiślane starorzecza dyskretnie ukryte w łęgowych lasach, oraz stare odnogi rzeczne porośnięte wspaniałymi wiklinowiskami zalane przyborem wód stojących, czasami aż do połowy czerwca. Tam właśnie łosie, sarny i dziki mają względny spokój i potrzebne im ustronia.

Fragment wiślanego starorzecza z bystrym nurtem Wisły...

Wikliny to specyficzne ekosystemy roślinne nizinnych rzek środkowo-wschodniej Europy. W większości są one pozostałością po wyciętych niegdyś prastarych lasach łęgowych, które zajmowały całe połacie dolin rzecznych i sąsiadujące z nimi mokradła. Tworzą je teraz zarośla topolowo-wierzbowe [Salici Populetum], które są najpowszechniej występującym zbiorowiskiem na środkowej Wiśle. Często dzięki sukcesji wtórnej nasze wikliny rozwijają się gęstą i trudno dostępną masą zakrzaczeń. Przede wszystkim w formie młodocianej i już mocno odkształconej, która nie ma nic wspólnego z prawdziwym i dorodnym łęgiem.

Wiklinowe zarośla spełniają jednak ważną rolę w wiślanym pejzażu. Jako pierwsze stają na barykadach, chroniąc w nurcie rzeki samotne wyspy, lub piaszczyste ławice nie zajęte jeszcze przez drzewa. Ma to miejsce podczas ekstremalnych warunków pogodowych w mroźne zimy, kiedy napór kry i czap lodowych zmiata wszystko na swojej drodze. Taki szeroki wianuszek wierzbiny okalający zagrożone łachy; ścięty co prawda przez żywioł rzeki, niekiedy zachowuje je przed całkowitym rozmyciem. Wiele takich wysp, łach i ławic ginie pod naporem potężnej rzeki, pojawiając się nagle to w zupełnie innych miejscach. Tworzą się odsypiska, okresowe placki łach i namuliska o dużych walorach krajobrazowych. Stąd funkcjonująca obecnie nazwa wiślanego odcinka warszawsko-płockiego jako ''Krainy Wędrujących Wysp''. One naprawdę wędrują zmieniając swoje położenie w rzecznej dolinie. Liczne grono kanuistów i kajakarzy, którzy pokonują tutaj królową polskich rzek, wie o tym doskonale.

Nadwiślańskie wikliny pod względem gatunkowym są wyjątkowo ubogim siedliskiem roślinnym. Dominują w nich: wierzba purpurowa [Salix purpurea], określana jako wiklina, wierzba trójpręcikowa [Salix triandra, syn: Salix amygdalina], oraz wierzba wiciowa [Salix viminalis]-witwa. Taki zwarty element współgra idealnie na przywislanych zastoiskach i starorzeczach, gdzie obficie zarasta brzegi tych uroczych akwenów. Kiedy rzeka wzbiera wczesną wiosną, jej poboczne odnogi zasila ożywczy w ciurkające strumyczki warkocze, które rozlewają się brutalnie na kilkuletnie podrosty szuwarów trzcinowych i wysokie turzyce. Ale nie tylko!  Lustro wody przybrzeżnej odnóg rzeki pokrywają także serduszka grzybieni białych i grążeli żółtych. Towarzyszą im unoszące się łany moczarek, wywłócznika i rdestnic. Na płyciznach tych zbiorników dumnie pysznią się kosaćce żółte z kniecią błotną-ulubionym przysmakiem łosi... W takiej mozaice znajduje schronienie przebogata ichtiofauna narybku, która w miarę niepokojona może dorastać, by później zasilić matczyne łono rzeki. Dlatego tak ważne jest, aby nie zasypywać gruzem i innym śmierdzącym śmieciem wiślanych starorzeczy, gdzie pełnią dla wielu gatunków ryb rolę matecznika i rozrodu. Warto tutaj wymienić szczupaka, okonie, płocie, węgorze czy liny. Oczywiście to zaledwie część gatunków ryb, które są spotykane w starorzeczach nadwiślańskich. Wikliny są nieodłącznym elementem takich ekosystemów na mazowieckim odcinku Wisły środkowej. Chciałbym wierzyć, że są tego świadomi również wędkarze korzystający z bogactw rzecznej Pani. [...] Ale wolę o tym zmilczeć.

Rzeka Wisła pod Płockiem.
Fragment starorzecza.


W naturalnych kanałach wiślisk, nazywanych właśnie starorzeczami swoje miejsca rozrodu znajdują ginące gatunki gadów i płazów. Już pod koniec marca żaby trawne oraz ropuchy zielone złożyły w nich galaretowaty i lepki skrzek, który po jakimś czasie zamienia się w bulgoczącą kipiel z maleńkich kijanek. Jeśli zbiornik wypełniony jest czystą wodą, można podziwiać kumaka nizinnego oraz traszki: grzebieniastą i zwyczajną. Te ostatnie prezentują się wyjątkowo okazale podczas zalotów, kiedy wyczyniają pod lustrem wody mistrzowskie wygibasy. Już nie pomnę o pięknej kolorystyce godowej.

Z gadów wymienić trzeba wszędobylskiego zaskrońca bytującego w załomach, i pod korzeniami drzew. Ciekawostką jest fakt, że lubi on składać jaja w bobrzych żeremiach i zaporach przegradzające małe cieki wodne. Zapewne z faktu odizolowania od brzegów-gdyż bezpieczniej, tudzież odpowiednich warunków cieplnych dla jaj, z których wykluwają się ci doskonali pływacy.  Gwoli wyjaśnienia, zaskrońce nie są jadowite! Nie róbmy im krzywdy, jeśli je napotkamy podczas naszych wycieczek przyrodniczych. Tam zaś, gdzie utrzymuje się słoneczna ciepłota odnajdziemy wiernych bywalców kąpieli słonecznych. Należą do nich jaszczurki: żyworodna oraz zwinka. Te miniaturowe nadwiślańskie smoki lubią wywyższenia i zbocza skarp, nie gardzą także piaszczystymi wydmami i przybrzeżnymi łąkami zalewowymi. Długimi godzinami wygrzewają się w upalnym słońcu, nierzadko polując na owady. Bytują również nad stojącymi zbiornikami wodnymi wspomnianych wiślisk.

Zarośla nadrzecznych wiklin to zbiorowiska krzewiaste i niskie składające się z wierzb wąskolistnych, jak i z młodych wierzb drzewiastych, z ciekawym runem ziołoroślowym. W takich enklawach z wyższymi drzewami swoje gniazda zakładają szerszenie, więc trzeba uważać. Po zimnym kwietniu i maju owady są teraz  przegłodzone i lekko nerwowe. Mogą stać się napastliwe, jeśli nieopatrznie zbliżymy się do ich białego koszyczka przytulonego do pnia. Nie zaatakują, ale będą namolne. Więc proszę, uważajcie... To ich środowisko, są u siebie. Na pocieszenie dodam, że preferują ponad dwudziestoletnie wierzbiny porośnięte wysokimi łanami pokrzyw. :) Więc, jeśli kto nie szuka guza, spokojnie może wędrować wśród wiklinowisk, ale koniecznie w ciszy.






Cisza jest sprzymierzeńcem miłośnika przyrody. Im mniej daje o sobie znać, tym więcej ujrzy i zaspokoić może tęsknotę ku niej. Wiślana awifauna bytująca nad starorzeczami i pośród wiklin jest niezmiernie interesująca. Na przykład taka mewa pospolita, której liczebność wynosi w całej Polsce nieco ponad 2,6 tyś par [...], lubi zakładać lęgi na wyspach rzecznych, zajętych przez wysokie trawska, albo na kilkuletnim wiklinowym podroście. Są one bardzo przywiązane do miejsc swojego gniazdowania, więc jeśli jakiś tępy tłuk zniszczy ich siedliska, tracą bezpowrotnie swój matecznik. Mam na myśli idiotów na quadach, co płoszą wszystko wokół siebie i rozjeżdżają jedne z najcenniejszych terenów nadwiślańskich. Takich błaznów widywałem wielokrotnie w okolicach Warszawy i Płocka! Ciekawe, gdzie jest Generalny Konserwator Przyrody i masa pasożytujących Regionalnych Dyrektorków Ochrony Środowiska?

W gęstych starych wiklinach nad brzegami rzeki swoje ostoje odpoczynku i lęgów znajduje ptak o sympatycznej nazwie brodziec piskliwy. Przedstawicielki płci żeńskiej tego gatunku są jednymi z najbardziej wyemancypowanych z całej ptasiej ferajny żyjącej na Wiśle. Po złożeniu jaj zaledwie po kilku dniach, wiele skrzydlatych mam potrafi opuścić gniazdo i na zawsze porzuca rodzinę. Opiekę nad potomstwem do czasu uzyskania przez pisklaki lotności przejmuje samiec. Biedak ma wszystko na swojej głowie, w dziobie i w skrzydłach! To ku rozwadze pań, które myślą, że tylko one potrafią zachować mir domowy ;)

Na zachowanych skraweczkach sędziwych lasów łęgowych  z potężnymi topolami-sokorą i białodrzewem środkowe przywiśle zaskoczy wędrowca nie lada koncertami ptasiej arystokracji. Jeśli jeszcze nieopodal rośnie wiklina, ranga koncertów wzrasta. Szczególnie warto nadmienić tutaj o obojgu gatunkach słowików: szarym i rdzawym, które jako nieliczne ptaki lasów łęgowych potrafią wyśpiewywać swoje miłosne serenady nocami! Sądzę, że niewielu o tym wie... Towarzyszy im bliski kuzyn także dziwak, charakteryzujący się tym, że na swoim podgardlu błękitnieje lazurem plamki. On rzecz jasna już nie pyszni się operowymi ariami.




Przybrzeżne podmokłości, wraz ze ślepymi ramionami odnóg wiślanych to całe zjawiskowe piękno naturalnej i zdziczałej rzeki. Wikliny potrafią je szybko zasiedlić, tym bardziej, że tereny te, to piaszczyste aluwia rzeczne, w strefie corocznych zalewów, lub odkłady piaszczyste opodal wałów przeciwpowodziowych. Rosną na wiślanych wyspach, oraz w nurcie wypłycisk. Wszystko związane a jakżeby inaczej, z niższymi poziomami równiny zalewowej samej rzeki, i w dolinkach jej dopływów. Wystarczy uważnie obserwować, a sami zaznacie przyjemnego odczuwania mijanych krajobrazów.

Starorzecza duże i małe, wikliniska o zwartej strukturze gęstwiny, oraz fragmenty łęgów i olszowych lasów; to miejsca za którymi często tęsknię. Wyjątkowość tych miejsc sprawia, że muszę je czasem odwiedzić. Wciąż potrafią zaskoczyć, zafascynować, i to do tego stopnia, że więź człowieka z ''jego'' wiślanym bioregionem staje się niezwykle intensywna. To jak z pierwszą miłością, ona nigdy nie ''rdzewieje'' i wciąż żyje w sercu i w pamięci. Nie ważne rozstania, złe emocje, niepotrzebne słowo; ważne są tylko te dobre rzeczy, ten absolutny amok piękna, które łączy/ło obojga...

Wiklinowiska.



Na terenach wiejskich, w niedużym oddaleniu od rzeki, człowiek był niegdyś zżyty z nadwiślańskimi kaprysami żywiołów. Jakoś potrafił myśleć rozsądnie, i tak na zaś. Piszę ''był'', ponieważ nieuctwo, chciwość i głupota jego współczesnego potomka bije wszelkie rekordy totalnego bezmózgwia. Mam tutaj na myśli postępującą dewastację, z wypalaniem i wycinaniem całych szpalerów wierzb głowiastych, oraz gajów wierzbowych zgrupowanych na zalewiskach i zabagnionych terenach pól i łąk. Szczególnie dramatycznie wygląda to w dolinach rzecznych naszego kraju.

W dolinie środkowej Wisły widok samotnych rosochatych wiedźm ocieniających miedze pól, lub brzegi oczek wodnych wciąż jeszcze oczarowuje. Jest realny, można go wręcz namacalnie dotknąć własną duszą. To pamiątka po dawnych mieszkańcach przywiśla osiadłych tu prawie dwa wieki temu-np. po pacyfistycznie  usposobionych Mennonitach, a później kolonistach niemieckich. To oni korzystając z nader pożytecznych walorów wierzb: kruchej i białej, sadzili je w pobliżu obejść swych domostw. Aby potem, gdy nabrały krzepy i urosły, korzystać z ich gałęzi na płoty, do wyplatania koszy, na opał, a nawet na paszę dla zwierząt gospodarskich! Czy dziś poza jakimiś zapaleńcami w ogóle ktoś o tym pamięta?

Poza oczywistymi wartościami kulturowymi dla przywiślanego regionu, wierzby głowiaste to już nostalgia, sentyment, wiejska sielskość. Kojarzone od lat z Chopinem, z ubłoconymi dróżkami prowadzącymi do dworów i chłopskich chat. Tak przynajmniej umyśliwam. Ja, kiedy jest mi źle, i czuję jakąś niewytłumaczalną pustkę po prostu idę pod ''moje wierzby wiślane'' i skarżę się na głos. Albo szepczę. Milczenie też pomaga. Wiem, że one zawsze mnie wysłuchają, nigdy nie wykpią. Jest w nich coś, co mnie uspokaja, gdzie mogę złapać świeży powiew nadziei. Mam nadzieję, że Wy również.



Próchnowisko wierzb głowiastych.
W czasach pogańskich wierzby utożsamiano z płodnością. W mitologii ludowej wierzby zamieszkiwać miał jakiś poszept ''Złego'', albo słynny diabeł Boruta, czasami zabłąkane dusze zmarłych. W zależności od tradycji przekazywania sobie o tym informacji. Już za to lubię wszystkie wierzby :) Polecam nocny spacer w wierzbowym gaju, gwarantuję, że znajdziecie się w innym, jakby metafizycznym wymiarze pojmowania emocji, i lęku na samych siebie. Preferuję ułożyć się wygodnie na karimatce, patrząc w gwiazdy i wytężając słuch. I tak do świtu. Jak będziecie mieli szczęście, usłyszycie sowę pójdźkę, gonitwy nornic tuż obok głowy, albo nocne przemykania saren podczas wędrówek. O nietoperzach chyba nie muszę wspominać? ;)))

Świadomy człowiek nie musi być barbarzyńcą, wystarczy odrobina szacunku dla przyrody, dla kultury miejsca, w którym mieszka, a nade wszystko nie dokonywać zbrodni na krajobrazie... To minimum i aż minimum. Kolejna dopłata unijna, za kawałek pola kosztem wycięcia wierzb-to zwyczajne buractwo. W sumie i tak nigdy milionerami nie zostaniecie, a stracicie część swojego jestestwa. Ale co ja tam wiem? Przecież jestem ''zielonym nazistą'', tak ostatnio określił mnie i innych miłośników ojczystej przyrody jeden taki z Torunia, co go Ojcem nazywają :(



Szpaler wierzb głowiastych na przywiślu.
Poniższy filmik obrazowuje, jak ważną rolę w ekosystemie rolniczo-rzecznym zajmują gaje wierzbowe, i niewielkie grupy tych niesamowitych drzew. Ile zwierząt, ptaków i owadów zamieszkuje ich dziuple, spękania kory i szczeliny. W próchnowiskach obumarłych drzew kryją się zające, zaskrońce, jeże, oraz młode sarniątka.[na skraju lasów].



Dolina środkowej Wisły, z wiklinami, z łęgowymi lasami, z niezliczoną ilością starorzeczy, odnóg i samotnymi ramionami oczek wodnych, jest dostępna dla każdego. Jeśli macie w sobie wrażliwość dziecka, charakter odkrywcy przygód, ale bez zawłaszczania natury dla siebie, miłość w sercu dla dzikości szybującego bielika-to Ona Wam się odwdzięczy. Cóż mi dalej pisać? Dobrzy ludzie przecież zrozumieją. Wciąż nie mogę tylko  pojąć, jak to możliwe, że taki bezcenny obszar przyrody i zabytków kultury w centrum starego słowiańskiego kraju nie uzyskał statusu Parku Narodowego? Po prostu wstyd.

3 komentarze:

  1. dobrze ze wrociles do tematu naszej ukochanej wisly z plocka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, ze mam dla kogo pisać ;) Pozdrawiam Cię anonimie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój dziadek kiedyś wyplatał kosze z wikliny. Ja niestety nie nauczyłem się tej sztuki i tego typu produkty kupuję w sklepach.

    OdpowiedzUsuń