środa, 29 sierpnia 2018

O prawdziwych wodniakach na Wiśle, i innych polskich rzekach

Rzeka Wisła pod Płockiem z korony skarpy na Wzgórzu Tumskim.
Kiedy prawdziwy wodniak płynie po królewskiej rzece, docenia jej charakter i niepowtarzalne piękno. On nie myśli o poprawianiu otaczającej go przyrody i najbliższego krajobrazu, który mija. Obcy jest mu egoizm, i kształtowanie rzeczywistości podług siebie .On pragnie jedynie płynąć w dal, ciesząc się tym, co widzi i słyszy. To pragnienie jest tak szczere, że plusk zanurzającego wiosła odczuwa jak bicie swojego serca. 


Rzeczni nomadzi należą do najprawdziwszych wędrowców rzek i jezior. Korzystają z siły własnych mięśni wiosłując w górę, to w dół rzeki. Pogardzają rykiem i warkotem silnika. To dla pozerów. Wielu z nich odeszło w niepamięć, stare wiślane łodzie zmurszały zasilając rzeczny muł po wieczne milczenie. Ale wciąż ich widzę, cień przy cieniu, gdy się mijają, albo gdy ich właściciele stoją w bezruchu w leniwym nurcie. I łowią potężne cielska jesiotrów. Słowiańskie czółna, szkuty, baty, lejtaki...  Męskie ociosane zmarszczkami twarze, jakby obojętne na wszystko. A jednak uważni na każdy szczegół i wypowiadane słowo.

Rzeczny świat starych łodzi na Wiśle, który odchodzi...
Pamiętam twarz takiego nomady, nazywał się Jabłoński i był moim przybranym dziadkiem. W pierwotnych kulturach plemiennych, takiego Przyjaciela, określano jako duchowego przewodnika albo strażnikiem bratniej duszy.  Płynąłem z nim jeszcze jako kilkunastoletni chłopiec nieopodal Kępy Brwileńskiej na Wiśle, gdy biwakowaliśmy tam pod namiotami.  Moja babcia z siostrą, wujaszek z synem, i ja. Dziadek Jabłoński dotarł do nas później. W moich wspomnieniach pozostał szczupłym, dość wysokim gościem o bujnej czuprynie siwych włosów. To on pokazał mi lot ważek w tamtejszych oczeretach, jako inwazję miniaturowych helikopterów zmierzających na Wzgórze Tumskie w Płocku. Do dziś jest jedynym znanym mi mężczyzną, który nie ma ani jednej zmarszczki pod oczyma, czy na twarzy... 

Kiedy wiosłował, rzeka cichła. Poszczerbione deski łódki nagle stawały się lekkimi piórami łabędzi, co je prąd rzeki niesie. A cienie ludzi nie nadążają za sobą. Toną w odmętach wód. Bulgocząc dopiero na brzegu.

Więc sentymentalnie pragnie się, aby cofnąć czas, który i tak nie istnieje. On rodzi się w głowach zniewolonych nieszczęśników, którym nigdy nie dane było zasmakować porywów wiślanego wiatru. Chłodu zim, z soplami lodu na opuszczonym skorodowanym od rdzy statku.

Sierpniowe topole nadwiślańskie.
Dobrze wsiąść w kajak i oddać szacunek rzece. Odpłynąć w swój własny rejs. Spływ marzeń. Możesz to uczynić Ty jeden, albo w grupce przyjaciół. Poznać rzeczne piękno oddalającego się punkciku, którego zapragnąłeś zostawić. A gdy woła Cię zew natury ''zwodować'' kanu [canoe], i zaszyć się we mgielne poranki. Najlepiej tak, aby nikt i nic nie odebrało Ci radości noclegów na jakiejś wyspie. Pod płachtą i w śpiworze-jedyny dobytek jakiego posiadasz. Niczym beduin na pustyni. Byleby nie w okresie lęgowym ptaków [sić!].

Jesteś jak rzeczny Cygan. Wędrowny ptak błękitnej wstęgi, co niesie rumosz skał, i żwiru. A wędrujące wyspy mielizn i piaszczystych odkosów chcą Cię usidlić, tak, by już nie wypuścić. Żurawi klangor, czy kaczy śmiech o świtaniu jesienią to pieśni potopionych, za którymi już nikt nie płacze. Tylko Ty możesz ich wspomnieć. Oddać żal rzece.

Łęgi i wikliny wiślane...

Na Wiśle pozostał fragment świata dla ludzi rzeki. Takich jest niewielu. Oni poszukują tych, co odeszli, a sami próbują być godnymi ich następcami. Nie chcą zawłaszczać wszystkiego dla siebie, by coś na tym grubego zarobić. Sprzedać się za kilka srebrników i uchodzić za takich, kim w gruncie rzeczy nigdy nie zdołają być. Bo są tak maluczcy, i głupi jak ich próżniacze chamstwo. Widzę to na każdym kroku.

Teraz i ten świat się kurczy. Już dawno wyginęły stada jesiotrów w Wiśle. Ostatki dzikości chce się zamienić w kanał żeglugowy dla grupki wycwanionych drani. Bo to ponoć dla rozwoju kraju. Chcą budować zapory na rzece, pogłębiać zapiaszczoną rzekę [czytaj zniszczyć wyspy i łachy!], bo przeszkadzają. Nawet chcą strzelać do żurawi!

Myślą, że to potężny Dunaj, albo niemiecki Ren. Może nawet Amazonka, tudzież Nil.  Głupcy. Pisał onegdaj Juliusz Słowacki- ''Polacy, papugi Europy''. Czasem mam wątpliwość, czy to już Polacy.

Powab dzikiej Wisły...
Jeśli popłyniesz kajakiem na krótki spływ, ujrzysz swój wybór. Zadasz więcej pytań i otrzymasz zapewne odpowiedzi, które pozostaną już bez wątpliwości.  Rozjaśnią Twoją wrażliwość. A dlaczego? Bo Ty odpowiadasz za swoje myślenie, Ty wybierasz, i Ty nie karmisz się utopiami innych. Jak nomada, wędrowiec, co pragnie wolności-wybierzesz dobro.
 
Gdy wybierzesz kanu [canoe], staniesz się traperem, staniesz oko w oko z potworem, co nosi partyjną legitymację, urzędniczy strój sługusa na każde zawołanie, a nawet dwunożne zoombi z korporacji, co kusić Cię będzie grubszym kontem bankowym. Bylebyś uwierzył, że to dla Ciebie, dla dobra umęczonej przyrody coś tak ukochał. Wówczas strzel tej bestii między oczy, niechaj zdechnie... 

Rzeczne odnogi wiślane i wikliny.
 Spójrz na stare zdjęcia rybaków, ich szczere spojrzenia. Zawczasu pojmiesz o czym napisałem. Słowiańskim czółnem powrócisz do korzeni.








1 komentarz: