Sosnowy las na garbie piaszczystej wydmy. U jego podnóża bieleją kikuty cherlawej brzeziny z podmokłościami murszejących bagien. Zarasta je szuwar i powalone przez bobry wychudzone brzozy. Czasem wybije w górę smukła olsza i udaje, że cień obok niej to odstająca z wody bliźniaczka. Z trzcinowisk wybiegają różne dróżki oklepane przez szerokie ogony gryzoni. Podchodzą aż pod bór, ale go nie ruszają.
Idę bez przeszkód. Na szarym niebie szybuje myszołów, kołując w ogłupiałym marazmie nad moczarami.
Nawet on czuje, że jego znany rytm drapieżnych łowów zakłóciła jakaś niemoc. Wiatr co prawda przyjemnie owiewa jego rudopióry zarys sylwetki sprawiając, że w bezruchu wisi długo w powietrzu. Nad samą wodą zieleni się mech. Obrósł kilka dąbczaków zmuszonych do poddańczego pokłonu przez niedawne wichury. Nasączone przez wilgoć wciąż pokrywa je jakiś niepozorny grzybek. Wielachne kapeluszniki z okresu błogiej jesieni, to już zmitologizowane marzenie.
Sikorki szczebioczą coraz głośniej w proteście przeciwko zakłócaniu im spokoju. Przemykam zawstydzony. Dochodzę na skraj pagórka i tam rozpalam niewielkie ognisko. Z dala od linii lasu. Osłania mnie gęsty dach sosen i wgłębienie po wykrocie świerka. Miałki piasek ścielę kilkoma gałązkami igliwia.Tutaj przesiaduję do wieczora.
A wieczorem:
W cichym lesie,
Biała skóra brzóz,
W dyskretnym wyczekiwaniu,
Liże się bagiennym zarostem mchu,
Bobrzy ślad w szuwarach,
Wije się w piaszczystą drogę,
W smutne runo wrzosów.
Mija cię własny cień,
Szarości igieł przekłuwają liście dębów,
Z opadłego nieba złamane skrzydło,
Drapieżny głód.
Złuszczone pnie sosen ,
Zabarwia ofiarną krwią zachodzące słońce,
Stoję jak ślepiec na wprost promieni,
W cichym lesie
W całunie z brzóz...
- dn. 11.01.2014 r.
Pięknie, pięknie wyłania się z Twych opisów prawdziwe oczarowanie nadwiślańską przyrodą. :) I co najważniejsze udziela się czytelnikom. Jak widać zima bez śniegu też ma swój nostalgiczny urok. :)
OdpowiedzUsuńGreenway
Wielkie dziękuję :)
OdpowiedzUsuń