środa, 31 października 2012

Dziady - prastare święto zaduszkowe Słowian.

Kiedy zapalamy znicze na grobach naszych najbliższych zapewne niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że właśnie kultywuje pogański rytuał oddawania pamięci przodkom. Jak to onegdaj  wcześniej bywało. Co jest warte odnotowania, ów zwyczaj nie był smętnym rodzajem żalu i smutku. Wręcz przeciwnie, nasi słowiańscy pradziadowie uważali śmierć za coś normalnego, z czym trzeba było się pogodzić. Oczywiście był w nich ten niepokój, lęk,obawy i szacunek dla kresu jaki będzie mu dany. Lecz w tych dniach chciano być blisko z duchami tych, dzięki którym oni byli pośród żywych.

Gdzieś pod Płockiem...
Święto nazywane ''Dziadami'' wywodzi swój rodowód ze zwyczaju ludowego Słowian i Bałtów z czasów dawnych przedchrześcijańskich obrzędów. Obrzęd ten stanowił niezwykle silnie zakorzenioną potrzebę wdzięczności, pamięci i podziękowania zmarłym. Za ten ich trud wychowania, miłości oraz faktu, że oni- żywi,cieszą się dzięki nim życiem teraźniejszym. Nie miało ono nic wspólnego z obecnym przekonaniem o nawiązaniu kontaktu z duszami zmarłych a nade wszystko z pozyskaniem ich przychylności dla nas. Nic z tych rzeczy.

Dawniej ''Dziady ''obchodzono co najmniej 4 razy do roku. [ na Rusi ], w okresie równonocy i przesilenia, czyli pomiędzy 20-26 dniem danego miesiąca, najlepiej podczas pełni księżyca. Zatem były ''Dziady'' Wiosenne, Letnie i Zimowe. Te ostatnie czasem nazywane ''Babami''. [ 20-26 grudnia ].

Cała Słowiańszczyzna oddawała cześć swoim przodkom. Często czyniła to w miejscach, gdzie grzebano zmarłych lub ich prochy. Takimi miejscami były także żalniki, kurhany i kopce. Święto '' Dziadów'' odbywały się również w gospodarstwach. A to dlatego, że kiedy kler zakazywał takich praktyk; ludzie czynili to w ukryciu swoich domostw a później w opuszczonych kaplicach. ''Dziady '' odbywały się również na wzgórzach, świętych miejscach i pod ogromnymi drzewami także uznawanymi za wyjątkowe.

Plakat ze strony Zachodniosłowiańskiego Związku Wyznaniowego' '' Słowiańska Wiara''.
Ciekawie wygląda kraina zmarłych wedle pogańskiego wyobrażenia śmierci. Krainę tę określano jako Nawię identyfikowaną dziś z chrześcijańskim piekłem. Dusza zmarłego wędrowała do Nawi a tam odprowadzał ją sam Weles - władca zmarłych. Tutaj po wyrokowaniu uczynków przez Welesa , zmarły mógł być wpuszczony do krainy przodków.  Ta droga w zaświaty prowadziła przez ogień i wodę pogrzebową w postaci rzeki ognistej, lub w głąb ziemi. Potem zmarły po 40-tu dniach po swojej śmierci przekraczał wody śmierci określane jako '' Rzeka Zapomnienia''... Wtedy bramy Nawi były już zamknięte. Od tej chwili dusza dołączała do grona anonimowej rzeszy przodków... Istnieje co prawda możliwość czasowego przebywania duszy tu, na ziemi - wtenczas jedynie, gdy bramy ''Nieba'' się otworzą. Takim właśnie sposobem jest obrzęd  '' Dziadów '' pozwalający na kontaktowanie się duszy z żyjącymi.

                                                http://www.slowianskawiara.hekko.pl/index.php 

Stąd tradycja biesiadowania żywych przy grobach swoich najbliższych, pozostawianie tam chleba, miodu, kaszy i innych pokarmów- po to, aby wygłodniała dusza przodka mogła się nimi nasycić. Na rozstajach dróg i na polach rozpalano ogniska zwane '' grumadkami'' [ drewniane polana], aby zbłąkanym duszom  ułatwić
powrót lub dojście do Nawii.. Nie zapominano przy tym tę duszę ogrzać przy ognisku. Stąd zasada, że nie tylko duchy mogły oddać przysługę żywym, ale i żywi duchom... Czyż nie było w tym jakiegoś głębszego humanizmu ? [...]

Zastanawiające ile straciliśmy z tego jakże symbolicznego piękna. Na szczęście ono wciąż jest kultywowane i odradza się na nowo. Zapalając znicz, pamiętajmy, że święto nazywane '' Dziadami '' są naszymi  rodzimymi więzami, które scalić mogą to, co dziś tak łatwo próbowało nam się zafałszować. Irlandczycy mają swoją mitologię i swoje elfy,  dlaczego My nie możemy mieć swoich Dziadów ? Bo są pogańskie, brudne, nie przystają do współczesnego świata plastiku i obłudy ? NIE ! One żyją pośród nas w naszych duszach. Bez względu jakie szalone dogmaty, religie i nawiedzeni księża będą mówić, że to jest złe.

Dziady wiosenne-piękno etnografii wsi polskiej...
A tak na marginesie wspomnijmy czasem naszych braci mniejszych-które wyginęły z naszych rąk i naszych ciasnych umysłów. Bo niestety kolejne gatunki ptaków, owadów i ssaków ginie na naszych oczach. Wycina się kolejne tysiące hektarów puszcz, lasów i obetonowuje kolejne odcinki nieuregulowanych rzek . One także żyją lub żyły...




poniedziałek, 29 października 2012

Wiersz pt. '' Droga ''.

                                                                       Droga.

                                            Jest taka droga nieznana nikomu,
                                     
                                           Jej szlakiem wędrują duchy wchłaniane przez mgłę,

                                           Ślady wydeptują tam samotne cienie drzew,

                                           Bliznami z okaleczonych ramion smutków,

                                           Czasem przystanie na poboczu jakiś zwierz,

                                           Na czterech kończynach pochylony przed siebie,

                                           Bezdomna skóra z podziurawionych kul,

                                           Z cicha wyczekująca zleżałego kresu,

                                           Dokądś ona zmierza wijąc się jak wąż,

                                          Przyciąga do siebie w rozpaczy los,

                                          Wzrokiem jej nie dojrzysz matowym chłodem,

                                          Będzie z ciebie szydzić pohukiwaniem sów.

                                          Szarością łamanych gałązek z dzikiego bzu,

                                          Choć pusto tam i nawet echo w niej milknie,

                                          Zastępy żerców modlą się do Bogów,

                                          Zarosła sierścią z grubych mchów lasu,

                                          Wciąż omamia zbłąkanych spragnionych spokoju,

                                          Droga wśród dębów.

                                                                            Dn. 29.10.2012 r, w lesie brwileńskim.


                                                       
                                                                 
                                         

                                                       

niedziela, 28 października 2012

Pierwszy śnieg w dolinie rzeki Brzeźnicy w Płocku.

Owoce trzmieliny w jarze Brzeźnicy.
Polska złota jesień w bieli poranka.
Wczoraj spadł pierwszy w tym roku śnieg w Płocku. Zabieliło dookoła, tak, że uzależniony od fotografii musi wyjść z domu i uwiecznić to wydarzenie. Poranek jest takim doskonałym czasem. Jeszcze nie zadeptany przez ludzi puch uwidatnia swój urok. Odkrywa ślady zwierząt, ptaków i różnego rodzaju przedziwnych elfów i biesów.

W dolinie rzeki Brzeźnicy.

Jar rzeki Brzeźnicy w Płocku należy do nielicznych zielonych miejsc w moim mieście. Wtórna sukcesja roślin, która ma tutaj miejsce od lat stała się kryjówką dla wielu gatunków ptaków. Jednym z nich jest dzięcioł zielony, którego rzadko widuję, lecz czasem uda mi się go spotkać. Stadka sikor z kolei mają tu rewiry lęgowe a zimą bazę pokarmową i schronienie.
Jar w całej krasie.

Rzeka Brzeźnica- odcinek środkowo-ujściowy.



 Warto dodać, iż jar rzeki Brzeźnicy jest prawnie chroniony. Chroni on ok. 80 ha. powierzchni samej doliny. W tym zdziczałe łąki, nieużytki, łęgi olchowo-jesionowe z domieszką dębu i stare drzewa owocowe. Oczywiście także samą rzekę. Mój dziadek opowiadał mi, że jeszcze pod koniec lat 50-tych w wodach Brzeźnicy tarły się płocie, a nawet szczupaki. Niegdyś dolina była zasiedlona przez ludzi. Były tam niewielkie domostwa, sady oraz pola uprawne. Kiedy postanowiono o budowie ówczesnego Zakładu Petrochemicznego-ludzi wysiedlono. Zaś samą rzeczkę przegrodzono upiornymi rurociągami,betonowymi kolektorami ściekowymi oraz zatruto świństwem ropopochodnego szamba.


Od tamtego czasu woda jest odrobinę czystsza ale osobiście nie polecałbym w niej kąpieli. Jeszcze wiele upłynie jeśli kiedykolwiek rzeka dojdzie do siebie. Na szczęście przyroda ma swoje sposoby, aby odebrać to, co jej zabrano.

Fotografie mówią same za siebie...

sobota, 27 października 2012

Ludzkie wybory.

Już nie poznaję ludzi, których znałem. Ich słowa i twarze zmieniają się niepostrzeżenie. Nagle stają mi się obce, zdeformowane jakby przeglądane w krzywym zwierciadle.Czy kłamstwo upodabnia nas do clownów?       Maski z gumy i z przemilczeń. Myśli zatrzymywane tylko dla siebie mielemy w żarnach swoich wyobrażeń. Nie chcemy aby inni je znali. Mogliby się przestraszyć, poznać nasze skrywane opinie. Zazdrość albo zawiść.

Ktoś kogo znam od wielu lat przeszedł obok mnie udając, że mnie nie zna. Dlaczego? Czyżbym tej osobie sprawił kiedyś ból, może w jakiś sposób skrzywdził? Może tak było.Szkoda tylko, że na takie wątpliwości ta osoba mi nie odpowie.A chciałbym wiedzieć,zadośćuczynić jeśli faktycznie tak było.

W czym tkwi fenomen odrzucenia drugiej osoby.Dlaczego głębokie i bliskie przyjaźnie kończą się tak nagle? Przecież tyle razem dane nam było przeżyć, poznać zobaczyć. Ze straconą miłością rzecz ma się zupełnie inaczej. Nie można jej porównać do przyjaźni-choć w jakiś sposób jest jej krewniaczką. Ja taką zniszczyłem i wciąż ta świadomość mnie wyniszcza. Ale ktoś, kto mi ufał i nie obawiał się o moją reakcję prawie w każdej sprawie-dziś patrząc mi w oczy splunął mi przed stopami. I odszedł. Dlaczego ? Wolałbym dostać po pysku...



Chciałbym tylko wiedzieć. Może opinie innych nieżyczliwych mi osób tak tą osobą wstrząsnęły, że nie chciała ze mną porozmawiać. Kiedy stajemy się potworami a kiedy ich podróbkami. Kłamstwo wypowiadane kilkaset razy staje się prawdą. To wiem na pewno. Własnie tak stało się dzisiejszego dnia.

I cóż począć? Przejść do porządku dziennego i zapomnieć. Czy szukać odpowiedzi?


Życie to ciągłe wybory. Patrzę przez okno i podziwiam pierwszy w tym roku śnieg w Płocku. Jeszcze pada i sypie. Bieli się świat. Ktoś się ucieszył, a z kolei ktoś inny zamartwia się ze zgryzoty jak tu przeżyć zimę aby nie zamarznąć w nieogrzewanym mieszkaniu. I poszukują wyjścia. Byłem jednym z nich.

czwartek, 25 października 2012

Kościół w Miszewku Strzałkowskim, rzeczne progi i krzewy trzmieliny.

W jesiennym odzieniu cichości...

W powiecie płockim są niepozorne miejscowości, o których nikt nie chce wspominać. Chyba, że stała się w niej jakaś rodzinna tragedia albo ktoś znany raczył ją odwiedzić. Dzielą one losy ludzi zwyczajnych, żyjących swoim rytmem, problemami i lokalnymi plotkami. Często w takich wsiach budynkiem który wznosi się ponad całą osadę jest kościół albo ruiny zamku lub grodziska.. W przypadku Miszewka Strzałkowskiego zdecydowaną budowlą widoczną z daleka jest świątynia. Poza nią rozpościerają się tutaj pola uprawne, niewielkie stawy i rzeczna dolinka. Może dla przybysza to niewiele.Mimo to dla tutejszych ludzi to cały mikrokosmos ziemski.

Kościół w Miszewku Strzałkowskim pod wezwaniem  Wniebowzięcia NMP.

Pogoda nie najgorsza. Nie popaduje, nie wieje, a więc można pojeździć rowerem. Zaznajomić się z tym, co mało znane bo ponoć nieciekawe.Szare, biedne i nudne. Daję temu kłam. Wcale tak nie musi być ! Wystarczy odrobina chęci i coś można odkryć.

Kościół w Miszewku Strzałkowskim jest taką interesującą kartą białej plamy.Budowany w latach 1909-1912 pod czujnym okiem ks. Ignacego Bruzdy a ukończony w 1921 roku za ks. Wincentego Chabowskiego wzbija się wysoko ku niebiosom. Czerwono -ceglasta bryła według projektu architekta Józefa Dziekońskiego [ z 1905 r.] maluje błękity i szarości sklepienia chmur. Na przekór niedowiarkom, że nazbyt szczupleje kiedy tak stoi zamurowany tynkiem dłońmi murarzy.Jego neogotycki jednonawowy, murowany zarys dźwiga podmurówka z granitu. Orientowany z krótkim prezbiterium wysłuchuje modlitw i kazań kapłanów. Czy są one szczere i wysławiane od serca- nie wiem. Wiem natomiast, że znajduje się w nim obraz Wniebowzięcia NMP w głównym ołtarzu świątyni, który słynie z kultu swoich wiernych. Niestety nie udało mi się go sfotografować.

Staw miszewski obok kościółka.

Ciekawostką jest fakt, mówiący o zamknięciu kościoła od 1941 roku.Wówczas niemiecki okupant aresztował ks. Antoniego Broszkiewicza i wywiózł na śmierć.Budynek przetrwał jak i jego zabytki. Są to : puszka do komunikatów z 1595 roku z poprzedniej drewnianej świątyni spalonej w 1900 roku. Monstrancja z 1690 roku oraz dzwon z 1651 roku. Więcej nie napiszę, aby nie kusić oprychów zajmujących się złodziejstwem...

Kościół jest pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP, ale parafii patronuje św. Mikołaj. Patrząc na niego miałem miłe wrażenie spokojności. Nie razi przesadnym ogromem. A otoczenie z pobliskim stawem pozwala nawet zaryzykować stwierdzenie, że oddaje on przestrzeni, to, co dawniej odebrał. Chciałbym , aby tak zostało.

Długo oczywiście nie podołałem przy nim pokontemplować. Ciągnęło mnie w bardziej harmonijny świat. Do przyrody. Nieopodal zjechałem w dół wijącej się rzeczki. Tam zaś poperegrynowałem przed siebie, pozostawiając rower. Musiałem posiedzieć nad strumykiem. Sikorki i wrzaskliwe sójki mogły napawać się widokiem intruza, który siadł na pieńku drzewa. I patrzył. Strumień mile szemrał. Na rzecznych progach zdawałem się zapatrzeć tak dalece, że miało się wrażenie uśpienia jesiennego w gawrze. Wiem, śmieszne skojarzenie. Lecz spójrzcie na fotografię...

Rzeczne mini progi .
Mazowiecki strumyczek.

Nade mną szminkowały się krzewy trzmieliny i wodziły na pokuszenie.Bobrze szlaki wędrowne także wiły się ku wodzie i znikały. Zapewne nocami,kiedy spokój nie mąci dwunożna istota szykują się na zimę z prowiantem. Wgryzając zębiska w '' twarde'' tworzywa topól i wierzb.Lecz nie pogardziwszy wiązem i kloniskiem również konsumują.

Bobrze ślady w dolince rzecznej po prawej stronie od  mostku  na Miszewko-Stefany...


I jak tu nie zapomnieć się w istnieniu. W utopii czegoś, za czym tęskni rodzaj ludzki w pobliskim kościele. A co tak trudno wprowadzić w codzienne życie.

W Miszewku Strzałkowskim doznałem tej iluzoryczności. A szczególnie nad mini progami strumienia, jakby kaskad z japońskich ogrodów. Szkoda tylko, że tak wiele nad nim sztucznych hydrotechnicznych maskarad.

Owoce trzmieliny.

     - Tekst ten dedykuję mojej czytelniczce, pani Bognie, która tak ujmująco'' poprosiła ''mnie abym coś napisał o jej rodzinnych stronach. (:
       Jak przyobiecałem, takowoż czynię.


Dla zainteresowanych polecam stronkę : http://www.miszewko.pl/



środa, 24 października 2012

Rzeka jak życie.

Rzeka nigdy nie zasypia. Ciągle prze do przodu, mija miasta i odludzia.Czasami zatrzyma się w jakiejś odnodze, gdzie zastygnie, gdy nie ma wiatru i nie zmarszczy jej lustrzanego odbicia. Jest matką i żywicielką..Srogą panią dla głupców i domem wielu ptaków. Właśnie w pełni trwa okres wędrówek ptaków ze Skandynawii do Polski i dalej na południe. Już widziałem stada gęsi. A nad brzegami wiślanych mulistych płaskorzeźb siewkowatych obywateli z lekka podrygujących. Śmiesznie wyglądają rezolutnie i śpiesznie szukających jakichkolwiek smakołyków.

Nad Wisłą życie jest prawdziwe. A moja tam na niej obecność  dowodem na to, że pragniemy choćby jej namiastki w sobie. Widzę jak rybaczą jakieś anonimowe postacie na swoich silnikowych monstrach. Nie ma w nich spokoju.Ciągle czegoś szukają. Jedna przez drugą z tych postaci pragnie odebrać jak najlepsze łowisko, przegonić, wyrybaczyć do końca, to,co w niej pływa. A mnie jest szkoda lata. I tych starych łódek ze starymi przygarbionymi wędkarzami. Mają w ustach wciąż tlący się papieros marki '' Sport'' i patrzą przed siebie. Tego świata mi żal. Tamtych ludzi. Wisły.



W tle słyszę ryczący silnik mechanicznego potwora. Ma agresywną sportową sylwetkę. Rozcina brutalnie taflę wody. Wpływa w ustronie starorzecza i płoszy tam wszystko, co żywe. Włącznie ze mną. Robi kręgi, wysokie fale podpływając blisko brzegów. Widać,że się bawi ktoś, kto nie szanuje innych i nikogo.. Liczy się tylko teraz dla niego. Ci wszyscy inni muszą się do niego dostosować. Silniejszy przecież ma zawsze rację...



Odchodzę w głąb łęgowiny. I życzę w sercu  temu komuś, aby stanął nagle pośrodku najgłębszego nurtu i poznał smak bezradności.. Gdy ryk silnika zamilknie, zakrztusi się i popluje z siebie, to, co nie da rady wypluć. Zepsuje się. A on wówczas będzie skomleć o pomoc. I może przy okazji jakiś bielik obsra mu głowę tak dla przezorności.Może coś wówczas zrozumie.

Leśne krajobrazy.

Wędrowanie po leśnych zakamarkach sprawia mi przyjemność. Można nie śpiesząc się nigdzie na czas korzystać z jego uroków. Poznawać go, dostrzegać w nim owe urokliwości. Tak dla siebie, nie będąc na grzybobraniu, czy zwykłym zaczerpnięciu świeżego powietrza. Można po prostu iść i chłonąć świat wyobrażeniem tego, co chcesz, aby było.



Do takich pejzaży jakie można sobie zafundować należą stare drzewa, zleżałe pnie ich połamanych lub podpróchniałych konarów. A na nich mchy i grzyby. Czasami porościk lubo jakiś okazik śluzowca. Wtórna dzicz .W ramkach ze słońca lub mgieł zawieszonych nad strumieniem albo podmokłym bagniskiem. Wrzaskami sójek w gęstwinie boru.Tudzież dziczym stadkiem przechodzącym przez leśny dukt zdziwionym twoim tu pobytem.



I ta cisza pozwalająca na wysłuchanie swoich myśli , może nawet bicia własnego serca w czasie pieszego podróżowania. Kiedy pokonuję przeszkody ze zwalonych konarów, karpy wystające zdradliwie z runa liści i błota. Gdy zdyszany mogę przysiąść na pieńku  i coś przekąsić.Zgryz jabłka, chleb posmarowany smalcem, bo akurat tutaj najlepiej mi smakuje Albo napawając się łykiem gorącej herbaty z termosu.Jest w tym ta przyjemność.



Jakże pięknie korespondują do tego krajobrazu zdania z książki Krzysztofa Wiktorowicza pt.'' Tłumacze ciszy '' [ wydawnictwo Libra 2009 ]. Cytuję :

'' W tarninie uwijały się mysikróliki. Pomiaukiwały cichutko kocięta na strychu. Odezwał się gdzieś kruk. Własny? Obcy ?
    Nim zmorzył go sen, zrozumiał, że wcale nie jest taki ostatni, -pojedynczy-, że bardziej pojedynczy są ci, którzy nie potrafią słuchać.
    I czuł, że w jego życiu coś się zmieniło.''

Moje leśne pejzaże ciszy.Kolory.ścieżka w jarze, wspomnienia.

poniedziałek, 22 października 2012

Niecierpek migdałowy - intruz polskiej flory nad Brzeźnicą w Płocku

W środkowo-ujściowym odcinku rzeki Brzeźnicy tuż przy brzegach spotkałem przepiękne kwiaty niecierpka. Kwitnie on sobie teraz w najlepsze ciesząc oczy turysty. Znalazł tu doskonałe warunki osiedleńcze, w lesie łęgowym porośniętym zachowanym tu gdzieniegdzie starodrzewem z jesionu, klonów-jaworów i krzewami trzemieliny i leszczyn.. Widoki dziś urokliwe ze względu na jesienną porę roku.

Piękno niecierpka jesienią nad Brzeźnicą.
Wnętrze kwiatu.
Moją sielankę przerywa jednak myśl, odkrycie nader przykre. Niecierpek migdałowy, bo o nim tutaj mowa  jest bardzo ekspansywnym gatunkiem flory, który przybył do naszego kraju jako intruz. Jego rodzimą ojczyzną jest Azja i górsko-tropikane regiony Indii, Nepalu i Chin.Ten ''laluś '' nie znalazł się u nas przypadkowo. Głównym winowajcą jego sprowadzenia jest człowiek rozmiłowany w powabie i pięknie jego kwiatów w swoich ogrodach. Miało to miejsce ok. 1860 roku ale w Europie. U nas był nieco później.

Dziś należy do obcej flory naszej przyrody. Agresywnie ekspansywny zajmuje kolejne tereny zagrażając naszym fiołkom, zawilcom i jaskrom.. Rekultywacja terenu z którego chce się go pozbyć jest bardzo trudna. Jako "cwaniaczek" wytworzył w sobie ciekawy mechanizm rozmnażania się wypluwając niekiedy na odległość 5-7 metrów swoje nasionka. W ten sposób ma szeroką możliwość przemieszczania się po danym obszarze osiedleńczym.

Jest rośliną nektarodajną. Zatem dla motyli, pszczół i trzmieli spełnia ważną rolę. Niestety nie toleruje konkurencji.zabierając światło innym roślinom. Zatem nasza rodzima flora zanika przy nim z braku możliwości przeżycia. Co zrobić ? Może jednak wyrwać jego łodygi z korzeniami, zgrabić w kupkę i spalić.

Prawdę mówiąc mam ochotę  na te ''chuligaństwo'' i zwyczajnie zrobić z nim porządek. Tylko obawiam się, że serce mi pęknie jak zacznę robić holokaust przyrodniczy. Dla innych to chleb powszedni-ciągle dewastują to, co jeszcze zostało żywe...

Co robić ? Pomóżcie!

niedziela, 21 października 2012

Smutek żercy...

Pójść pod stare drzewo i zapomnieć. Ludzkie cienie unieruchomić w jasnym słońcu czystości, żeby już nie czerniały jak próchna osmalonych sztachet. Pragnienie to jest tak silne jak głód . Nocą lub za dnia wejść w siebie. Zamknąć obcym wstęp. Zagłuszyć ich potoki słów, wyuzdane śmiechami lizusostwa. Chcę zapomnieć po stokroć.

Smutek . Ten piękny wyraz wyobcowania tli się pod czaszą mojego nienazwanego .Pustelnikuję. W tym starym drzewie jest więcej prawdy niż w jakimkolwiek homo sapiens. Jest tylko ono i ja.

Tak dobrze odejść. Zatrzeć ślad za sobą, choć inni pragną czegoś zupełnie odwrotnego. Rosną w swoich egocentryzmach...Mi wystarczy prostota. Innym pustota. Ciągle słyszę- ja zrobiłem, ja skończyłem, ja jestem.

Ogarnia mnie niechęć.Już tulę się do samotności, do sporościałej kory drzewa. I wyczekuję słonecznych promieni zachodzącego cierpienia. Niech mnie spalą, spopielą, zamienią w chwilę, która była wspomnieniem.

Kochane drzewo.

W bagiennym olsie.

piątek, 19 października 2012

Stare Piastowo - poświęcenie figurki św. Wawrzyńca z promocją nowej książki Tomasza Kowalskiego o kulcie świętych na Mazowszu sierpeckim.

W Starym Piastowie w powiecie sierpeckim nastąpi kolejne regionalistyczne święto. W dniu 20.10.2012 roku o godz. 13.00 nastąpi tam poświęcenie repliki figurki św. Wawrzyńca. Sprawa ważna dla lokalnej społeczności.A co ważniejsze przypominająca o tej pięknej tradycji kultywowanej niegdyś na Mazowszu.

Uroczystość będzie miała także swoją oprawę w postaci promocji wydania nowej książki Tomasza Kowalskiego. Ciałem i duchem regionalisty z ziemi sierpeckiej, który swoją pasję i miłość do tych terenów zamienia na realne dokumentowanie ich wartości kultury materialnej, kulturowej i historycznej... Dziś rzecz bezcenna w świecie, gdzie wszystko posiada swoją cenę. Poniżej zamieszczam dzięki uprzejmości Stowarzyszeniu Tradytor zaproszenie z mapką poglądową jak dojechać na opisywane uroczystości.

Gorąco zapraszam.





czwartek, 18 października 2012

Żywot człowieka pracy...

'' Życzę panu jak najlepiej ale w dokumentach, które musimy przechowywać 5 lat wszystko musi się zgadzać. Jak pan zachoruje, albo się pan zwolni albo poprostu nie będzie pan żył... [ tutaj osoba, która to mówi znamiennie na mnie patrzy ] to my za pana będziemy się tłumaczyć''.

                        Cytat mojej przełożonej w pracy.

Oto ile dziś człowiek znaczy dla drugiego człowieka. Jak maleńką kruszyną jest pojedyncza jednostka w trybie anonimowych i wielkomiejskich korporacji i firm wyzyskujących człowieka. Co gorsza firmy, które mienią się jako '' zakłady pracy chronionej '' traktują osoby niepełnosprawne jak upośledzonych głupców z ułomnościami natury myślowej. Pobierają ogromne sumy od państwa polskiego i żyją jak przysłowiowe pączki w maśle. A tym pracownikom dają ochłapy w postaci peerelowskich wynagrodzeń na życie. I wszyscy udają, żę jest dobrze.

W Polsce żle  się dzieje. Wiem, że w Ameryce Południowej także wyzyskuje się człowieka- nawet w nieludzki sposób. W kopalniach złota, na roli, gdzie wielcy obszarnicy ziemscy robią, co chcą, bo tamtejsze państwo i ''pożal się panie'' politycy są od nich uzależnieni..

W naszym kraju rosną jak grzyby po deszczu kolejne struktury zwiążków zawodowych a los pracowników wcale się nie poprawia. Jedynie związkowcy ''na stołkach '' opływają w niezłe gaże za tzw. ochronę pracowników. Bezrobocie jak było wysokie tak nadal  jest. Tylko ludzie  między sobą się gryzą jak ''psy'' . Doprawdy to jest żałosne !

Pierwotne piękno nieskalanej natury...

Gardzę polityką. Choć los mojego kraju bardzo leży mi na sercu. Nie mam lewackich poglądów- mimo, że piszę o wyzysku człowieka. Ktoś, kto jest ''narodowcem'' także może być zatroskany o los człowieka pracy. I nic w tym złego.

Gdy spotykam takie krajobrazy i takie widoki, przyznam, mam często chęć wybudowania sobie szałasu  w lesie i życia w nim jak bezdomny lub człowiek epoki kamienia łupanego. Tam wszystko jest proste i jasne. I nikt tobą nie manipuluje. Lecz nie chcę. Będę walczył o swoje prawa i będę przy tym człowiekiem. Mam jedną twarz. Nie potrzebuję maseczek...Jeśli przegram, cóż takie mamy życie i realia. Nie warto sobie tym włosów z głowy wyrywać. Zawsze pozostaje piękno przyrody i wiara w to, że robię coś w zgodzie ze sobą. I nie krzywdzę...

Człowiecze bądż człowiekiem a nie złem  z amputowanym penisem eunucha  !!!

wtorek, 16 października 2012

Śluzowce i ich rola w lasach koło Płocka.

Przyznam, iż tematyka związana ze światem śluzowców jest dla  mnie wyzwaniem. Moje obawy dotyczą faktu, że jest to problematyka do dziś bardzo skomplikowana - nawet dla naukowców i ich badaczy. A  co dopiero ma powiedzieć człowiek dla którego są one niezbadaną acz fascynującą częścią przyrody.

Stwierdziłem jednak, że poprostu muszę podjąć próbę choćby nakreślenia faktu, że one w ogóle istnieją. Są tuż obok nas. Ubogacając leśne ostępy podpłockich terenów. Mimo, że jest ich niewiele. Gospodarka współczesnego i powojennego leśnictwa odcisnęła swoje zabójcze piętno.

Śluzowce należą do archaicznej grupy leśnych ekosystemów znanej nauce już od 1,5 miliarda lat. Zasiedlają różne siedliska - od podmokłych terenów, ale unikających dostępu do wody, po mroczne , pełne powalonych kłód, butwiejących drzew i pni lasy. W Polsce szacuje się, że jest ok. 220 gatunków śluzowców, ale można dość realnie stwierdzić, że ta liczba jest niedoszacowana. Ma na to wpływ także niewielka grupka osób zajmująca się badaniem śluzorośli w naszym kraju.

Wykwit zmienny [ Fuligo  septica ] w lasach słupnowskich.
Aktualnie śluzowce we współczesnej systematyce naukowej znalazły miejsce w królestwie pierwotniaków. [ Protozoa ] Co moim zdaniem jest błędem...  Umiejscowione w gromadzie Myxsomycetes [ Mycetozoa ]. W obrębie tej gromady wyróżnia się trzy klasy : Prosteliomycetes, Dictyosteliomycetes oraz Myxsomycetes. Oczywiście śluzowce opisywane są w tej trzeciej klasie. W pozostałych dwóch znajdują się tam tak małe organizmy, że dopiero przez mikroskop można stwierdzić, że cośkolwiek tam żyje.

Śluzorośla łączą w sobie wiele cech innych grup, co do dziś utrudnia ich sklasyfikowanie. Dlatego uważam, że jako pierwotniaki nie zasługują, aby poddawano je tak niskim wartościom w ekosystemach przyrody. Coś jest na rzeczy, skoro mogą się tak doskonale przeobrażać. Na dodatek, że jako organizmy jednokomórkowe są zdane wytworzyć zawiłe struktury wielokomórkowe. Pod względem biochemii i fizjologii śluzowce wykazują cechy nawiązujące do innych żywych organizmów roślin a nawet zwierząt.

Śluzowce posiadają dwa rodzaje cykli rozwojowych. W pierwszym występuje forma mobilnego pełzaka [tzw. myksameba ] tak charakterystycznego, gdy przypadkiem napotkamy go na swojej drodze.Na zleżałej kłodzie lub pniaku poprostu jej śliska podobna do kogzystencji ludzkiej śliny  struktura pełżnie sobie po drewnie. Wygląda wtedy dość nieciekawie, jako mokry wytwór czegoś wyplutego z ust. Lecz gdybyśmy się temu spektaklowi dłużej przyglądali - doznać można tajemnicy zawartej w dzikości natury. Nie zwierze, a pełza. Dotkniesz to coś , a reaguje zmieniając kształt a nawet kolor. Jej drugim końcowym skutkiem jest nieruchoma ślużnia. Rozlana plamka śliny lub dojrzały ''owocnik kwiatu ''. Tak ja to sobie nazywam. Inaczej mówiąc stan wegetatywny śluzorośla nabiera cechy wielojądrowej ślużni rzeżb.


Tuż przy śluzowczej plamce taki jegomość sobie rósł.

Śluzorośla żywią się bakteriami oraz owocnikami innych grzybów. Potrafią też jeśli sprzyjają temu okoliczności '' zjeść '' cały owocnik grzyba. Spełniają pożyteczną rolę w przetwarzaniu materii organicznej- tak butwieje drewno,kłoda, pień drzewa. I z punktu widzenia ochrony przyrody jest to jak najbardziej wskazane. Poza tym w ślużni śluzowców składają swoje jaja owady.Po przeobrażeniu się mają one gotowy pokarm. A kiedyś czytając jakąś książkę odkryłem, że i człowiek w Meksyku także nie pogardzał smażonymi ślużniami śluzorośli. Raczej nie polecam !

Jeśli kiedyś spotkacie takie galaretowate mokre śliny, proszę nie niszczcie ich. Przyroda wie lepiej po co one tam są- przypatrzcie się , zachwyćcie niesamowitością tych organizmów. I pozwólcie spokojnie żyć.Latem, jesienią a nawet zimą.

Jest w tym jakiś cud...

poniedziałek, 15 października 2012

Czas w podróży do żródeł.

Leśny mrok...

'' Nie może być terażniejszością, to co będzie dniem wczorajszym, zanim człowiek zdążył go przeżyć i przemyśleć; nie może być terażniejszośćią ta zimna geometria bez stylu, gdzie wszystko nuży się i starzeje w niewiele godzin po urodzeniu. Wierzę już tylko w terażniejszość czegoś nietkniętego, w przyszłość tego, co się rodzi zwrócone twarzą do świateł Genesis. Nie zgadzam się na los Człowieka- Pszczoły, Człowieka-Nicości, ani na to, by rytm mojego życia wymierzał młot dozorcy galerników. ''

                        - Alejo Carpentier, z '' Podróży do Żródeł Czasu . ''

Pierwszy krok jest początkiem podróży. Tak jest z każdym z nas. Czas jaki towarzyszy nam w tym wędrowaniu zdaje się nieobecny, umyka naszej spostrzegawczości i śmieje się zastygły. Czasem wręcz w perfidny sposób-już po zabawie. Wówczas zbudzeni z letargu naszych ślepot stajemy w okraku zdając sobie sprawę jak głupawo nim wzgardziliśmy. My, władcy świata...

Wystraszyłem się tego dość niedawno. To oczywiste odkrycie spowodowało,że postanowiłem temu zaradzić. Pójść na całość. Podjąć rękawicę i walnąć w policzek obleśnego mutanta moich strachów.Nie wiem,czy nie pogrążę się w klęsce ale przynajmniej zaryzykuję.

W listopadzie wyjadę. Znam już cel mojej podróży. I czas dla którego chcę zagonić go w ślepy zaułek. Lęk jest, to chyba naturalne. Jednakże pragnienie jest silniejsze. Stawię mu czoła. Żyć w przekonaniu,że się nie spróbowało, nie zawalczyło; dodaje mi animuszu.

Nikt więcej nie będzie wymierzał rytmu mojego czasu ani życia. Oto moje postanowienie. Czy jestem przez to naiwniejszy.? Cóż, trudno. Niechaj i tak się stanie. Mogę takim być.

Z nad Niemna powrócę już jako inny człowiek. Jeśli nie- to jasnym stanie się fakt, że przegrałem własny czas i darowane życie. Trzymajcie za mnie kciuki.


Przemijanie...






niedziela, 14 października 2012

Arkadyjskie ustronia ...


Przyroda arkadyjskich samotni.

Jest w człowieku potrzeba obcowania z pięknem. To piękno może mieć różnorakie odcienie począwszy od muzealnych sal i wystaw a skończywszy na podziwianiu komnat ich najdoskonalszych wytworów jaką jest przyroda. Jednym z takich niezwykłych miejsc na ziemi łowickiej jest Arkadia.

Jej założycielka Helena z Przeżdzieckich Radziwiłłowa usytuowała ją na dawnych gruntach wsi Łupia. Już w 1778 roku rozpoczęła prace nad założeniem parkowym.Dokupuje chłopskie grunta, zwozi tysiące sadzonek drzew i krzewów wyznacza dróżki i aleje. Oprócz tego ściąga z okolicznych pól olbrzymie głazy , budując przy tym sztuczne ruiny arkady, świątynie i ołtarze.Oczywiście nie obywając się bez sprowadzanych rzymskich nagrobków, sarkofagów i urn...Księżna wkładała w to swoje dzieło dużo sentymentu. Czuć go po dzisiejszy dzień. Przejawem tego romantyzmu są przepiękne rzeżby i wiele fragmentów lapidarialnych. Warto zaznaczyć iż wówczas jej założycielka miała zaledwie 26 wiosen życia.

Słynny akwedukt jesienią...

W epoce Jana Jakuba Rousseau rozmiłowanym w świecie klasycznym, w jego sentymentalizmach i romansach chętnie uciekano od ówczesnego zgiełku . W Polsce także nawiązywano do tamtego nurtu. Takimi przykładami były słynna Zofiówka Szczęsnego Potockiego czy Puławy ks.Czartoryskiej...

Podłowicka Arkadia jest tutaj jednak bardziej swojska. Umiłowanie dla stylu gotyckiego i kultu umiłowania przyrody w jej naturalistycznym położeniu stają się bliższe wrażliwości wędrowca. Nieskrępowana architektoniczna symetria ogrodu-parku wyzwala coś więcej niżli zwykła przechadzka. Jest nią piękno uchwycone przez człowiecze oko marzycielki. Duch księżnej wciąż obecny w tych ustroniach ma teraz niebywałą satysfakcję. Często towarzyszy młodym parom, które uczestniczą w sesjach fotograficznych.Chroni przybysza i estetów. Spragnionych ciszy i samotności. Z pewnością nasz obdarty myśliciel i włóczęga jakim był Rousseau byłby zachwycony. Wszak pisał o takich klimatach w '' Nowej Heloizie '' w 1759 roku.

Moi przyjaciele na tle jesiennej świątyni Diany.

Czym dziś jest arkadyjska rzeczywistość ? Kilkakrotnie słyszałem owe zapytania i prawdę mówiąc mam z tym niemały kłopot. Może odpowiedzią na te wątpliwości są przepiękne słowa  księżnej zapisane w jednym z listów. Cytuję: '' Aby nadać powab sztuce, trzeba wzbudzać w widzu najróżnorodniejsze uczucia, trzeba mu dać przebiec wszystkie wrażenia podziwu, wesela, tęsknoty, pochwycić niespodziewanie i kontrastowo myśl jego wciąż i wciąż nowym obrazem, aby jej nie dać spocząć na chwilę, ostygnąć i oprzytomnieć, dopóki się jej nie opanuje potęgą zachwytu ''.

Prawda,że piękne słowa ?

Myślę, że skoro rzeczywistość graniczy z iluzją - te oba światy stają się współczesnemu człowiekowi niezbędne do przeżycia. Mam tu na myśli przeżycie, dzięki któremu może jeszcze zachować coś ze swojej naiwności. Dziś jest ona grzebana żywcem na rzecz bytu brutalności i wszechobecnego chamstwa. Dzięki Arkadii możemy poczuć w sobie serce a nie tylko kamień z kosą co zabija bliżniego swego. Parafrazując zasłyszane zdanie z rozmowy jaką przeprowadziłem z jednym z płockich kapłanów. Może był nim arcykapłan z arkadyjskiego lasu ? Chciałbym bardzo.

Arkadia jest obecnie jedynym zachowanym zabytkiem architektury ogrodowej z części elementów przestrzennych końca XVIII wieku w Polsce. Niektórzy mogą się na to stwierdzenie obruszyć, ale faktem jest,że zachowała ona jako jedna z nielicznych takich miejsc swój pierwotny ''wystrój i styl''. Zważywszy na minione zawieruchy wojenne,zaborcze i nieład w czasach komunizmu.Co prawda widać,że z dawnej świetności już sporo utraciła lecz mimo wszystko może nadal konkurować z innymi takimi miejscami w Europie.

Piękno sztuki antycznej.

Warto więc czasem uciec od tego zgiełku, który nas otacza i podążyć jedną z alejek księżnej Radziwiłłówny. Szczerze polecam.

Tekst ten dedykuję rodzinie Siwanowiczów. Dziękuję !!!

czwartek, 4 października 2012

Mykoflora Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego.

Starodrzew lasów płocko - gostynińskich, coraz rzadszy przykład naturalnych ekosystemów leśnych na Mazowszu.

Na obszarze Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego spotkać można wiele interesujących gatunków flory mikologicznej. Co prawda daleko jej do puszczańskich różnorodności i ilości ich występowania .  To wszystko zależy od danego siedliska i warunków leśnych wyróżniających teren na którym występują. Na niewielkich płatach lasów grądowo-łęgowych naszego parku miałem tą przyjemność napotkać grzyby preferujące takie warunki. Powalone kłody, pnie i gęsty podszyt z krzewów stanowią ich ostoje siedliskowe. Poniżej przedstawiam zaledwie kilka egzemplarzy spotkanych z okolic Płocka.

Jeden z przedstawicieli świata mykologii rosnący na zmurszałych gałęziach starych dębów.  
A ta rodzinka porasta dno starych grądów.


Kapeluszniki rosnące w lesie sosnowo-grabowym.
Osobnym i mało poznanym światem mykoflory są także wątrobowce i porosty.Często są one bliskie i wzajemnie dzielą wspólne warunki egzystencji. Dzielą  je natomiast klasy, podgrupy i rodziny w świecie nauki. Poniżej zamieszczam fotkę takiego jegomościa. Rósł na ocienionym stanowisku zmurszałego pnia jawora. Przepiękny okaz futrzaka ...

Puszysta doskonałość...

Leśna wolność.
Jak zauważyliście nie miałem celu przedstawienia grzybów i im podobnych pobratymców z punktu widzenia typowego ich zbieracza . To zamierzone z mojej strony. Nie silę się też na naukowe określanie napotkanych przeze mnie gatunków. Naukowców mamy na pęczki. Niech się mądrzą i tak z tego mały pożytek...

Celem nadrzędnym było ukazanie,że tzw. ''psie grzyby '' także są wartością lasów. Szczególnie lasu naturalnego, gdzie przyroda sama sobie jest panią. Na wyizolowanych starodrzewach Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego są one jego największym bogactwem. Świadczą o tym,że las jest zdrowy i spełnia swoją rolę w ekosystemie naszego regionu. Bez zbędnych pseudo poprawiaczy przyrody!!!

W książce autorstwa Łukasza Łuczaja pt. '' W dziką stronę '' znalazłem mądry i niestety wciąż aktualny cytat. Bardzo on mną poruszył...  Cytuję :

'' Las gospodarczy żyje eutanazją - wszystkie drzewa umierają tak samo - pod piłami, kiedy przychodzi ich czas. ''

Ów zdanie można dołączyć do sytuacji starych i osamotnionych ludzi w naszym kraju. Oni także wyczekują wyroku. Tak też jest z polskimi lasami gospodarczymi- ciąć!, bo będzie zysk, bo korniki się zalęgną, bo las trzeba wyprzątać. A gdzie w tym wszystkim przyroda.?

Dobrze jest pójść leśną drogą i patrzeć na las drzew większych od naszych małości.


Las .

 Zobaczyć czas zamieniony w żółte liście brzóz. Przejrzeć się w leśnym jeziorku i obmyć twarz o poranku. Posłuchać jak pluska się w wodzie wodnica, której nie widać, ale jest tu. I położyć się. Najlepiej na piasku usypującym się z wydm. Patrzeć na niebo z pierzastych chmur. A potem uciszyć wszystko niepotrzebne w sobie. Zawierzając tę chwilę drzewom. One posłuchają .

Twoje ślady stóp powiedzą kim jesteś. Prawdziwy piechur nie oszuka drogi. Odcisną piętno albo zagubią się tam, gdzie nigdy nie dojdziesz. Ilu tak wędruje przez życie i nawet tego nie dostrzega. Ślepcy w różowych okularach samozadowolenia...

Las. On uczy cierpliwości.

                                                                       

Gdzieś w Gostynińsko - Włocławskim Parku Krajobrazowym.

środa, 3 października 2012

Pamięci mojego dziadka - Ryszarda...

Pamiętam mojego dziadka płynącego łodzią . Był wtedy zawsze małomówny. Siedział z tyłu i patrzył przed siebie. Na szeroką otwartą przestrzeń Wisły. Byłem wówczas młokosem ale pomimo,że nie zamienialiśmy ze sobą nazbyt wiele zdań, tamte chwile przynależą do moich ulubionych wspomnień. Czułem bliską z nim więż. Kiedy już postanowił,że wystarczy wiosłować, zrzucał kotwiczkę gdzieś nieopodal cypelka i wędkował. Przyglądałem się tylko pytając o szanse złowienia jakiegoś olbrzyma albo obserwowałem  ptaki. Do wędkowania nie miałem serca. Wolałem patrzeć na to, co nas otaczało.

Wisła wtedy jakoś spokojniej na nas działała. Koiła bolączki,niedomówienia i narastające napięcia w domu. Pewnie stąd wyniosłem radość i potrzebę obcowania z tą rzeką. Z perspektywy czasu nad jej brzegami czuliśmy się odrobinę szczęśliwsi. Na pewno o dziadku mogę to otwarcie przyznać. Miał swój święty spokój. Papieros w ustach, bambusowy oręż na ryby i mój nędzny cień skulony w sobie. Miało się wrażenie, że tutaj właśnie rzeka nas przygarnia. Staje się naszym wspólnym archetypem matki. Opiekunką uciśnionych od spraw z którymi nie dawaliśmy sobie rady.

 Stare łodzie wiślane u ujścia rzeczki Słupianki do Wisły.


Minęło szmat czasu od tamtych obrazów, zmilczenia i wzajemnych spojrzeń. Sporo zrozumiałem. Wiem,że sporo go kosztowało przebywanie ze mną. Niechciany chory wnuk z niechcianej ciąży nieletniej córki... Cóż może być podlejszego dla dojrzałego mężczyzny ?

Mój dziadek w wieku 26 lat...


Dzięki tym chwilom spędzonym z dziadkiem na łajbie- staram się dużo brać z życia. Świadomie dokonywać wyborów i pamiętać,ażeby nigdy nie upokarzać słabszego od siebie. To wielki dar od mojego dziadka.

Mam nadzieję, że wielu z Was miało takiego swojego dziadka...

wtorek, 2 października 2012

Sesja naukowa pt. : '' Porta Fidei Drzwi Płockie w Nowogrodzie Wielkim na Rusi ''. Gospodarz- Muzeum Mazowieckie w Płocku.

W dniu 11 pażdziernika 2012 roku w Muzeum Mazowieckim w Płocku odbędzie się arcyciekawa sesja naukowa zatytułowana '' Porta Fidei. Drzwi Płockie w Nowogrodzie Wielkim na Rusi ''.

Jej inauguracja nastąpi o godz. 11.00 w kamienicy przy ulicy Tumskiej 8. Będzie ona podzielona na dwie części . Pierwszej przewodniczyć będzie prof.dr.hab. Jerzy Strzelczyk zaś jej drugiej odsłonie przewodniczący dr. Wojciech Brzeziński. Uczestniczyć w nich będą znamienici goście z polskich i zagranicznych uczelni.

W międzyczasie nastąpi także otwarcie dwóch czasowych wystaw : '' Credo - bramą wiary '' oraz  '' Porta Fidei '' [ Spichlerz , ul. Kazimierza Wielkiego 11b. ]

Sądzę,że nie trzeba nikogo z płockich regionalistów rekomendować tej potrzebnej inicjatywie. Jako płocczanie winni jesteśmy żywo i nader licznie tam uczestniczyć. Sam fakt,że historia katedralnych drzwi do dziś nie jest rozwikłana i wciąż budzi sporo emocji- nastraja ku temu,aby je choć odrobinę rozjaśnić. A kiedy będzie trzeba mocno zaprotestować i żądać wyjaśnień.

Dla mnie osobiście Drzwi Katedry Płockiej istniały i co gorsza zostały nam zrabowane! Czy jest to tylko legenda atoli nierozwikłany fakt naukowy - jest szansa aby się tego dowiedzieć...

Gorąco zapraszam !!!

Poniżej przedstawiam program sesji :


poniedziałek, 1 października 2012

Jesienny las.

Jesień już w pełni. Wielu z nas wybiera się na grzybobranie,jeszcze inni na spacery po lesie albo po to,żeby zrobić kilka zdjęć.Podczas takich wypraw zdarzają się niespodzianki. Niedawno słyszałem historię człowieka,który postanowił wybrać się na grzyby.a uciekał na drzewo... Rzecz oczywiście chodzi o łosia,którego ów nieszczęśnik pogonił. Jak znam leśne życie łoszak poprostu został spłoszony ze swojej ostoi i w ten sposób musiał odreagować.

Zapewne niewielu grzybiarzy, pseudoturystów i idiotów na czterech kółkach zdaje sobie sprawę,że wkraczając do jesiennego boru zakłóca on odwieczny spokój ich mieszkańców. Jesteśmy tam jedynie gośćmi. Gdy my powracamy do swoich domowych pieleszy one zostają u siebie.Tak jest z sarnami,jeleniami i łosiami . Nie wspominając o ptakach,mniejszych ssakach i płazach.



Bardzo często widzę destrukcyjną działalność takich osób. Rozjechane leśne ścieżki,zryta ściółka od terenowych opon,a co gorsza śmieciska i bezmózgowcy hałasujący na ouadach. Nie raz korci mnie by takiego drania złapać i za przeproszeniem obić mu pysk !

Być w lesie, to nie znaczy robić wszystko na co ma się ochotę. Niektórzy nigdy tego nie pojmą... Na szczęście las to takie miejsce,gdzie można uciec.Może nie wszędzie,ale jak się wie,gdzie i kiedy można poczuć się wybrańcem Matki Natury.

Jednym z przejawów takich ucieczek jest unaocznienie się o mocy i potędze przyrody. Czymś takim jest na przykład odnalezienie szczątków jednej z ofiar natury. Tutaj nie można się pomylić. Przyroda nie wybacza, nie zna litości. W tym tkwi jej prawdziwy obraz. Dla byle wymoczków nie ma tam miejsca,zginęli by jak przysłowiowe ''muchy w rosole''.

Takie szczątki są czystą ingerencją dzikości w życie i śmierć.Lecz ta śmierć nie jest czymś złym i obrzydliwym.To naturalna kolej rzeczy.Tylko człowiek zabije dla przyjemności... Zwierzę,bo musi,bo chce przeżyć. Śmierć wynikła z choroby lub wypadku to zupełne prawo w ekosystemie. Ono przynosi kres ofierze a daje w zamian żywność komuś innemu. Padlinożercom,ptakom a na końcu owadom.Co nie mniej istotne życie samemu lasowi.



Jeśli chcemy dostrzegać więcej niż tylko własne '' ja'', często więcej możemy się dowiedzieć o tym,co nas otacza. Jak różnorodny i piękny jest ten świat. A my sami niejako jesteśmy wybrańcami,że możemy go oglądać.