Posiadłem czas. Kiedy poszukuję odnajduję przestrzeń. Samotność już mi towarzyszy. Szczęście jest wtedy,gdy obok widzę biegającego psa.To mój pies,merdająca ogonem istotka,która nie oczekuje nic w zamian.Ona poprostu jest.I to jest najszczerszy rodzaj przyjażni.
Mogę iść. A więc jestem wolny.Myśl rodzi się z myśli. Zatem jestem. Chcieć coś a nie zrobić tego,to klęska chwili. Żyć wbrew temu,to jakby z wolna umierać. Nikt mnie nie zna do końca i w tym moja ucieczka. Pozostaje las, na uboczu rzeczny brzeg i jego kształt. Nieskończenie dziki,bo w takim czuję,że jeszcze istnieje coś,czego próżny świat nie zohydził... Piękno.
Widzę,że ogół ucieka. Ludzie,pory roku, ciepło człowieczych słów. Powstaje ono,zło utajonych wyszydzeń. Słabsi zawsze dostają kopa.Pamiętają o nim. Ci,którym się zdaje,że w ten sposób kogoś upokorzyli przypominają zmutowane kreatury w garniturkach .Ich krawaty to ich podpisy.Auta rodzaj zwyrodnienia.
Uciec. Zapomnieć.Spojrzeć sobie w lustro i z ulgą wyszeptać:
- Jakoś się udało, nie splugawiłem rąk.
Jeśli będę się wciąż zadziwiał kwitnącym kwiatem jestem człowiekiem a nie maską czegoś[...].
czwartek, 27 września 2012
środa, 26 września 2012
Mam na imię Iza !
Czy znacie moją mamę ? Ma czarne potargane włosy i jest najpiękniejsza na świecie ! A już kilka bab poznałam i żadna jej nie dorównuje. Co prawda trochę się jej daję we znaki,ale sama chciała,więc czemu by nie?, charakterek to ja już mam.I wszyscy muszą wiedzieć,że ze mną to nie przelewki.No ale kiedy trzeba troszkę odpuścić to jestem grzeczna,nawet się śmieję i to głośno.Dorośli mają wtedy ubaw po pachy..Żebyście widziały jak oni na mnie wlepiają te swoje wielkie gały ! Tak sobie myślę,po co oni je mają takie wielkie? Czyżbym była taka niepozorna? Nie może być.
Mam na imię Iza. I zapamiętajcie to imię, bo jeszcze o mnie usłyszycie.Chwilowo jestem nieduża,ale co tam wielkość! Charyzma się liczy! Zawsze stawiam na swoim,a to już coś.Mój urok osobisty zwala ludziska z nóg.Zatem uważajcie (: Robią jakieś dziwne miny,których nie rozumię,coś tam gadają,dotykają moich policzków kiedy nie mam na to ochoty,bo z chęcią bym coś przekąsiła lub dała drapaka pod pierzynkę,żeby się kimnąć.A tak już dla świętego spokoju zwalam ich z nóg i myślą,że to takie zabawne. Ci dorośli to jacyś dziwni? Nie sądzicie baby ?
Jestem dzieckiem lata ! Mama wiedziała,kiedy mnie urodzić. Chociaż może i mnie tak się śpieszyło ? Nie pamiętam.W każdym razie lubię ciepło.Mamuś coś mi już szepce do uszu,że po lasach łazić będziemy i poznawać zielska na nowo.Dla radochy.Żeby tatkowi na złość robić [he!,he!]. A kwiatki to ja bardzo polubiłam,więc może i samą panią botaniczką zostanę? Coś tam wymyślę.
Teraz jestem po wieczornej kąpieli.Uwielbiam te chwile.Fikam w wodzie, macham nóżkami i rączkami. Poprostu korzystam z chwili.Woda to mój żywioł. Mamuś też ją lubi.Odpoczywa przy niej.No i ta jej radość,kiedy jest na mnie wpatrzona. Dobrze się wtedy rozumiemy.Gadamy do siebie, wymyślając tylko nam znane sobie kody i szyfry.Jak to baby.
Póżniej czas na jedzonko.Oj, tutaj to już nie ma zmiłuj się! Trza dobrze zjeść. Postękać,possać mamciny cycuś i ułożyć się po tym do snu.Ale oczywiście trzymając fason.Jestem indywidualistką,zatem pod główkę sama podkładam sobie rączkę. A co, nie można? Jak się chce to zawsze można pokazać koci pazurek. Mówiłam,że ze mną nie ma żartów!
Przykład ? Choćby te niemądre wkładanie czapeczek na głowę. Istne wariactwo! Nikt mi tu nie będzie wkładał na głowę jakiegoś nocnika.Co ja jestem?-laleczka?! Własną główkę trzeba szanować...Kiedy to oni wreszcie zrozumieją??? Albo wkładanie mi przez głowę ciuszków.No co za jakieś złośliwości. Dorośli chyba mają fobie odzieżowe.A ja lubię przecież poleżeć sobie na naguska. Czy to coś złego? Najlepiej u siebie w domciu...Patrząc na zielony świat.
Z dedykacją dla-
Agaty i Przemka oraz ich prześlicznej dzidzi- Izabeli (: (: (:
![]() |
Dbajcie o mnie i kochajcie mnie ! |
Mam na imię Iza. I zapamiętajcie to imię, bo jeszcze o mnie usłyszycie.Chwilowo jestem nieduża,ale co tam wielkość! Charyzma się liczy! Zawsze stawiam na swoim,a to już coś.Mój urok osobisty zwala ludziska z nóg.Zatem uważajcie (: Robią jakieś dziwne miny,których nie rozumię,coś tam gadają,dotykają moich policzków kiedy nie mam na to ochoty,bo z chęcią bym coś przekąsiła lub dała drapaka pod pierzynkę,żeby się kimnąć.A tak już dla świętego spokoju zwalam ich z nóg i myślą,że to takie zabawne. Ci dorośli to jacyś dziwni? Nie sądzicie baby ?
![]() | |||
A to ja w brzuszku mamusi... |
![]() | |||||||||
Mój kwiatuszek. |
Póżniej czas na jedzonko.Oj, tutaj to już nie ma zmiłuj się! Trza dobrze zjeść. Postękać,possać mamciny cycuś i ułożyć się po tym do snu.Ale oczywiście trzymając fason.Jestem indywidualistką,zatem pod główkę sama podkładam sobie rączkę. A co, nie można? Jak się chce to zawsze można pokazać koci pazurek. Mówiłam,że ze mną nie ma żartów!
Przykład ? Choćby te niemądre wkładanie czapeczek na głowę. Istne wariactwo! Nikt mi tu nie będzie wkładał na głowę jakiegoś nocnika.Co ja jestem?-laleczka?! Własną główkę trzeba szanować...Kiedy to oni wreszcie zrozumieją??? Albo wkładanie mi przez głowę ciuszków.No co za jakieś złośliwości. Dorośli chyba mają fobie odzieżowe.A ja lubię przecież poleżeć sobie na naguska. Czy to coś złego? Najlepiej u siebie w domciu...Patrząc na zielony świat.
![]() | ||||||||||||||||||||||||||||
A to ja w pełnej krasie ! |
Agaty i Przemka oraz ich prześlicznej dzidzi- Izabeli (: (: (:
niedziela, 23 września 2012
Nadwiślański księżyc.
'' Witaj księżycu,niebieski dziedzicu ! Tobie złota korona,a mnie zdrowie i fortuna ''.
Powiedzenie to spotykano jeszcze nie dawno na ziemiach polskich. Są nawet wzmianki o tym,że klękano przed księżycem i modlono się do niego.Szczególnie,kiedy był on młody.
Kto dziś pamięta,że podczas swojej odwiecznej wędrówki księżyc przesuwa się po niebie pośród 12 konstelacji,opasujących naszą planetę. Taką trasę przemierza w ciągu 27 dni,7 godzin, 43 minut i 12 sekund.! [ to miesiąc kalendarzowy ]. W rytmie 2-3 dni mija kolejno znaki Zodiaku. W ten sposób aktywizuje i wpływa na przypisane mu cztery żywioły - ogniowi, ziemi, wodzie i powietrzu. Wpływając na życie na Ziemi. Ma wpływ na ruchy wód, rozwój roślinności, opady deszczu a także zachowania się zwierząt i ludzi. Nie przypadkowo twierdzi się,że podczas jego pełni człowiek staje się żywszy i agresywniejszy.Choć to nie reguła.
To zaledwie ułamek wiedzy jaką posiadali nasi praprzodkowie. Warto zatem przystanąć i popodziwiać srebrzystego panocka ,kiedy szukamy chwili dla siebie. Naprawdę warto.Pomaga.
Powiedzenie to spotykano jeszcze nie dawno na ziemiach polskich. Są nawet wzmianki o tym,że klękano przed księżycem i modlono się do niego.Szczególnie,kiedy był on młody.
Kto dziś pamięta,że podczas swojej odwiecznej wędrówki księżyc przesuwa się po niebie pośród 12 konstelacji,opasujących naszą planetę. Taką trasę przemierza w ciągu 27 dni,7 godzin, 43 minut i 12 sekund.! [ to miesiąc kalendarzowy ]. W rytmie 2-3 dni mija kolejno znaki Zodiaku. W ten sposób aktywizuje i wpływa na przypisane mu cztery żywioły - ogniowi, ziemi, wodzie i powietrzu. Wpływając na życie na Ziemi. Ma wpływ na ruchy wód, rozwój roślinności, opady deszczu a także zachowania się zwierząt i ludzi. Nie przypadkowo twierdzi się,że podczas jego pełni człowiek staje się żywszy i agresywniejszy.Choć to nie reguła.
Dzisiejszy księżyc na podpłockim odcinku Wisły. |
To zaledwie ułamek wiedzy jaką posiadali nasi praprzodkowie. Warto zatem przystanąć i popodziwiać srebrzystego panocka ,kiedy szukamy chwili dla siebie. Naprawdę warto.Pomaga.
Moje rodzimowierstwo...
Dziś o 5.30 wyjechałem rowerem nad Wisłę,ażeby powitać wschód słońca. Postanowiłem,że będzie to także moje powitanie jesieni oraz uroczyste zapoczątkowanie słowiańskiego Święta Plonów.Jestem rodzimowiercą,zatem tradycja przodków mnie obowiązuje.Poza tym lubię przypomnieć sobie kim jestem szanując przy tym innych ludzi.
Było zimno. Jednak porywy wiślanego wiatru,ostre,nachalne jakby zagniewane były tym,czego potrzebowałem.Żywioły natury zawsze mnie uspokajają,a szaruga na granicy nocy i rodzącego się dnia mile nastrajała w czasie jazdy.Tylko ja i przyroda, pomarszczone lustro rzeki,dziury pod kołami i błotko.Lubię spartańskie wojaże.Bo bokach las,cienie i sporadyczny głos wystraszonych kaczek.Wybaczcie mi moi mniejsi bracia...
Są dni,kiedy mam wszystkiego dosyć.Zdarza się to rzadko,ale kiedy one nadchodzą jestem nie do życia. Pisać nie mogę,myśleć nie potrafię.Najlepiej jakby stało się nic nie myślenie i jazda przed siebie.Ku czemuś tam... Aż zabrakłoby sił,a głód przypomniał,że jestem kretynem. Kryzys egzystencjalny jest odbiciem mnie samego.Żałosne nieprawdaż?
Patrzę jak budzi się jasność.Na brzegu przy milczących topolach.Tylko wiatr wyje.Stoję i obserwuję jak otwiera się oko Bogów.Najsampierw niedostrzegalnie, ciut ciut ponad czarny horyzont.,a potem wymykając się tamtejszemu z stamtąd... Z krainy życia i nadziei.Co człowiek głupi nie umie określić,choć zdobył już kosmos.Myślę o ogniu,pitnym miodzie i kilku przyjaciołach.Ileż to już ich zawiodłem a oni wciąż są.Nie pojmuję tego. Niezwykli ludzie.Coś trzyma za gardło, to wzruszenie.Moi bliscy już są tam,gdzie kiedyś i my wszyscy się znajdziemy.
Wyjmuję z kieszeni zachowane na tę chwilę kłosy ziół. Tak od siebie chcę je oddać Matce Naturze i Bogom.Kimkolwiek są !Podrzucam je w górę i wymawiam moje święte słowa.Nie muszą być mądre.Ważne ,że są,że pamiętam,że jestem z moimi Słowianami. Z czasami tych duchów ludzi,którym nieświadomie też coś zawdzięczam.Ja odmieniec dla tego świata, w którym jestem.Myję dłonie w Wiśle.
Sława Wam Bogowie !!!
Było zimno. Jednak porywy wiślanego wiatru,ostre,nachalne jakby zagniewane były tym,czego potrzebowałem.Żywioły natury zawsze mnie uspokajają,a szaruga na granicy nocy i rodzącego się dnia mile nastrajała w czasie jazdy.Tylko ja i przyroda, pomarszczone lustro rzeki,dziury pod kołami i błotko.Lubię spartańskie wojaże.Bo bokach las,cienie i sporadyczny głos wystraszonych kaczek.Wybaczcie mi moi mniejsi bracia...
Są dni,kiedy mam wszystkiego dosyć.Zdarza się to rzadko,ale kiedy one nadchodzą jestem nie do życia. Pisać nie mogę,myśleć nie potrafię.Najlepiej jakby stało się nic nie myślenie i jazda przed siebie.Ku czemuś tam... Aż zabrakłoby sił,a głód przypomniał,że jestem kretynem. Kryzys egzystencjalny jest odbiciem mnie samego.Żałosne nieprawdaż?
Gdzieś nad płocką Wisłą... |
Patrzę jak budzi się jasność.Na brzegu przy milczących topolach.Tylko wiatr wyje.Stoję i obserwuję jak otwiera się oko Bogów.Najsampierw niedostrzegalnie, ciut ciut ponad czarny horyzont.,a potem wymykając się tamtejszemu z stamtąd... Z krainy życia i nadziei.Co człowiek głupi nie umie określić,choć zdobył już kosmos.Myślę o ogniu,pitnym miodzie i kilku przyjaciołach.Ileż to już ich zawiodłem a oni wciąż są.Nie pojmuję tego. Niezwykli ludzie.Coś trzyma za gardło, to wzruszenie.Moi bliscy już są tam,gdzie kiedyś i my wszyscy się znajdziemy.
Wyjmuję z kieszeni zachowane na tę chwilę kłosy ziół. Tak od siebie chcę je oddać Matce Naturze i Bogom.Kimkolwiek są !Podrzucam je w górę i wymawiam moje święte słowa.Nie muszą być mądre.Ważne ,że są,że pamiętam,że jestem z moimi Słowianami. Z czasami tych duchów ludzi,którym nieświadomie też coś zawdzięczam.Ja odmieniec dla tego świata, w którym jestem.Myję dłonie w Wiśle.
Sława Wam Bogowie !!!
piątek, 21 września 2012
Skandal w Puszczy Białowieskiej !!!
Czy wyobrażacie sobie moi drodzy czytelnicy sytuację, kiedy ktoś wam zastawia w poprzek drogi auto, abyście nie mogli wyjechać ? I do tego mianuje się obywatelskim szeryfem zawiadamiając aż dwa samochodowe patrole policji !!! Prawdę mówiąc od teraz mogę to sobie urealnić... To nie jakaś tam niedemokratyczna Białoruś,ani mały kraik z dyktatorem z dawnych lat. Taka sytuacja miała miejsce w polskiej części Puszczy Białowieskiej
Prowodyrem całej sytuacji był lokalny watażka biznesu -właściciel firmy drzewiarskiej oskarżający ekologów z Pracowni Na Rzecz Wszystkich Istot-organizacji,która faktycznie broni przyrodę przed dewastacją i złupieniem w Polsce...Pikanterii dodaje fakt,że jeszcze nie dawno obóz obrońców przyrody odwiedziła grupka zamaskowanych typów w kominiarkach zostawiając w obozie wieniec nagrobny.. Zapewne jako przejaw gościnności. Od tego incydentu minęło już troszkę, ale na policję czekano kilka dni. Nasuwa się pytanie- komu służy policja w okolicach nadpuszczańskich ? Bo chyba nie obywatelom. Ja bynajmniej wierzę moim przyjaciołom przyrodnikom.
Aktywiści i wolontariusze z Pracowni Na Rzecz Wszystkich Istot prowadzą akcję pt.'' Rykowisko dla jeleni nie dla myśliwych''. Jej celem [ już trzy lata ] jest monitoring jesiennych polowań na jelenie.
Zdarzenie jakie miało miejsce ok. godz. 18.00 w puszczy dowodzi,że ma ona głęboki sens i wciąż jest potrzebna. Na dodatek przyrodnicy wciąż udoskonalają swój warsztat ucząc się rozpoznawania chronionych i ginących porostów Puszczy Białowieskiej. Pracownia prowadzi także inwentaryzację przyrodniczą tutejszych zachowanych jeszcze gatunków flory lichenologicznej. Warto o tym pamiętać.
A czy tutejsi policjanci znają przepisy, czy dopiero zamierzają je poznać ? Pozostawiam bez komentarza...
Więcej na : //białystok.gazeta.pl - a tam artykuł ''Policja na usługach myśliwych? Skandal w Puszczy Białowieskiej.''
Prowodyrem całej sytuacji był lokalny watażka biznesu -właściciel firmy drzewiarskiej oskarżający ekologów z Pracowni Na Rzecz Wszystkich Istot-organizacji,która faktycznie broni przyrodę przed dewastacją i złupieniem w Polsce...Pikanterii dodaje fakt,że jeszcze nie dawno obóz obrońców przyrody odwiedziła grupka zamaskowanych typów w kominiarkach zostawiając w obozie wieniec nagrobny.. Zapewne jako przejaw gościnności. Od tego incydentu minęło już troszkę, ale na policję czekano kilka dni. Nasuwa się pytanie- komu służy policja w okolicach nadpuszczańskich ? Bo chyba nie obywatelom. Ja bynajmniej wierzę moim przyjaciołom przyrodnikom.
Aktywiści i wolontariusze z Pracowni Na Rzecz Wszystkich Istot prowadzą akcję pt.'' Rykowisko dla jeleni nie dla myśliwych''. Jej celem [ już trzy lata ] jest monitoring jesiennych polowań na jelenie.
Zdarzenie jakie miało miejsce ok. godz. 18.00 w puszczy dowodzi,że ma ona głęboki sens i wciąż jest potrzebna. Na dodatek przyrodnicy wciąż udoskonalają swój warsztat ucząc się rozpoznawania chronionych i ginących porostów Puszczy Białowieskiej. Pracownia prowadzi także inwentaryzację przyrodniczą tutejszych zachowanych jeszcze gatunków flory lichenologicznej. Warto o tym pamiętać.
A czy tutejsi policjanci znają przepisy, czy dopiero zamierzają je poznać ? Pozostawiam bez komentarza...
Więcej na : //białystok.gazeta.pl - a tam artykuł ''Policja na usługach myśliwych? Skandal w Puszczy Białowieskiej.''
wtorek, 18 września 2012
Kampania ''Rykowisko dla jeleni nie dla myśliwych.''
Jest takie piękno i taki stan ducha, którego nie sposób słowami opisać. Cisza leśna gości w uszach a twoje własne jestestwo jest zaledwie cząstką tej ciszy.Może oprócz hałasu i trzasku złamanych gałęzi na które niechcący nadepniesz.Pod twoimi stopami rozciąga się mszysta murawa tak intensywnie zgniłej zieleni i pachnącej po jesiennym deszczu,że wtapiasz się w nią.Chcesz aby parowała wstającym świtem zesiwiałych dymów.Zanim nie wstanie zabarwione uśmiechem słońce.A jeśli szaruga przegoni ten uśmiech nałożysz na siebie skroplone perełkami rosy pajęcze sieci,by upodobnić się do tła w jakim jesteś. Być niewidzialnym dla samego siebie, oszukać intruzów z którymi nic cię nie łączy.
Słyszysz bicie własnego serca.Miarowy i szybki oddech.Zbutwiały zapach dzikiej puszczy roznosi się i napełnia niedotlenione płuca.Wdychasz go w siebie. Przyjmujesz jak dar życia.Opadłe listowie porusza lekki wiatr.Ono mówi,coś wyszeptuje w niezrozumiałym dla ciebie języku.Lecz ty wiesz,że to dobra mowa leśnych duszków. Ufasz im.
Sędziwa lipa drobnolistna. |
Dochodzisz do samotnej polany.Ukryty za pniami i konarami ocienionych mrokiem drzew..Jeszcze daleko do dnia..Przysiadasz jakby w oczekiwaniu na święte misterium.Zabłocone i zryte ślady na łące świadczą o tym,że trafiłeś w odosobnienie o jakim marzy miłość.Czujesz spokój.Wiesz,że jest ci on bliski.Poznałeś już niektóre sekrety puszczy, więc wystarczy żeby je przyjmować takimi jakimi są.Nie ma co obłaskawiać zniecierpliwienia i próżności.Piękno zawsze onieśmiela.
W końcu go dostrzegasz.Idzie wolno, jakby pewny tego,że za chwilę stanie do walki.Jego wielachne rozłożyste poroże rozrywa darń traw i mokrej ziemi.Podnosi ostentacyjnie łeb.Wodzi wzrokiem i prycha.Szukając przeciwnika, odwiecznego wroga.Las zaczyna się odzywać.Rudziki spod gąszczy zabagnień szczebiocą jak sikorki.W koronach dębów powrzaskuje kruczy jegomość zwabiony pewnie wonią krwi.Jakieś inne ślepia podpatrują rogacza.Zaczyna popadywać deszczyk.
Tęskny zawodzący głos rozdarł bezceremonialnie panującą ciszę.Widzisz go w całej krasie.Jest potężny.Ciemna grzywa na grubej szyi,masywny tułów znacznie większy od zadu oraz grzbiet od kłębu po skos schodzący w dół. Wielkie zwierzę. Imponuje ci jego jeleni wieniec.Liczysz mimowolnie; to już nie młodzieniaszek. Ma ponad szesnaście odnóg !Nagle rozwiera pysk i znowu krótko ale donośniej ryczy. Aż lasem poniosło.Teraz było wszystkim wiadome, kto tutaj panuje.
Stadko łań skubało trawę. Było ich kilka.Jedna bardziej odważna przewodziła koleżankom prowadząc to w jedną to ku kolejnej kępce zieleniny.Sędziwy byk patrzył za nimi i okrążał je za każdym razem,kiedy coś mu nie pasowało.Nawet jedną z młodszych łań potraktował z boku porożyskiem, bo za daleko odeszła.Pilnował swego haremu.
Ten widok cię porusza.Czujesz,że to jest miejsce,gdzie chciałeś być.Dziki świat piękna natury z dala od brzydoty człowieka.Nagle wstrząs ziemi pod twoimi kolanami uświadamia,że nadbiegł obcy.Młody solidny jeleń odarty z plam sierści i naznaczony uszkodzonym porożem. Było równie ogromne, choć on sam ustępował stadnikowi tuszą.Zrazu stanął przed władcą stada i zaczyna chylić łeb- bez szacunku,bez bojażni.Stary odwzajemnił.Obaj stali tak przez dłuższą chwilę zrywając zarosłą glebę kikutami broni i łypiąc na siebie ślepiami.Jak duchy wojów znad zamierzchłej bitwy.Wreszcie intruz nie wytrzymał i zaatakował władcę w prawy bok, ale chybił. Władca uskoczył zgrabnie i od razu wyczuwszy moment z łoskotem uderzył w broń młodzieńca. Echo powtórzyło.Zwarci w silnym klinczu tuż przy ziemi. Wygięci niczym jakieś starożytne łuki ze szlacheckich dworów i zapierając się nogami. To jeden to drugi miał przewagę. Znowu odskoczyli i na nowo z impetem zwarli się wieńcami.Trzask przeszył twoim ciałem...Był głośny i świeży jak puszczański brzask.
Stary byk przepycha wroga o kilka metrów.To zaowocowało,że tamten musi ustąpić pola choć jeszcze ponawia szarżę. Bez przekonania jednak.Stary tryumfalnie oznajmia ochrypłym rykiem swoje zwycięstwo.Goni śmiałka przez chwilę,żeby go odrzucić w las.
Para z buchających nozdrzy, woń smrodu podnieconego byka i słoneczne promienie wstającego poranka wzruszyły tobą. Czułeś życie.
Po chwili usłyszałeś przeszywający całą puszczą strzał. Niekończący się dżwięk śmierci i prochu.Potem kolejny i następny.Dwa młode niczym nie zajęte byczki gruchnęły wraz ze swoim władcą.W tle radość katów.A ty płakałeś....
Dedykuję- Obrońcom Puszczy Białowieskiej i osobom związanym z kampanią '' RYKOWISKO DLA JELENI NIE DLA MYŚLIWYCH''
Trzymajcie się tam !!!
Więcej informacji polecam na : http//puszcza-białowieska.blogspot.com/
http//pracownia.org.pl/
niedziela, 16 września 2012
Stefan i Franciszka Themersonowie w Muzeum Mazowieckim w Płocku.
Kim byli Themersonowie ? Wspólnym rzeczownikiem podmiotowości, a może jednak czasownikami poszukującymi innej formy ekspresji na życie. Nie byłbym wcale zdziwiony , gdyby się okazało,że zmyślili wszystko wokół siebie,ażeby pojąć inność tak bliską sobie a zupełnie nie zrozumianą przez otoczenie. Czy tak można zdefiniować dwoje ludzi ? Zaszuflatkować byt żywy, rozpalony do czerwoności, pulsujący światłem w ich nietuzinkowych duszach ? Zapewne ktoś mógłby spróbować. Im by to raczej nie przeszkadzało.
Co sprawia,że człowiek pragnie zagłębić się w pytaniach o sens istnienia ? Znaleść w nim swój zakątek. Otworzyć rzeczy i myśli na nowo;jakby wychodząc z łona prawiecznej niepewności. Myślę,że tym czymś jest on sam.Nieodgadnioną strukturą sprzeczności oraz irracjonalnego świata za którym chce uciec, bo tak go on przeraża. Themersonowie, znależli prostszą receptę. Bliższą ich wizji. Mianowicie oni go zmienili w sobie.To świat, pytania, rzeczy, realne wybory i ludzi zmusili do tego,żeby im się podporządkowały. Niebywała sprawa. Czyniąc to jeszcze w taki sposób,że nie zwariowali !
Tak powstała artystyczna mieszanka z której dziś możemy czerpać wielkimi garściami..Psychodeliczna , pociągająca i nadal tajemnicza. Szczególnie dla tych, co szukają, patrzą oczami dziecka i starca;oszukawszy czas na filmowych kadrach. Z nadzieją,że znajdą wymarzoną dziurę do nieba i wejdą tam idąc tyłem. Taki kaprys (:
Miałem tę możliwość w ten czwartek skorzystawszy z wernisażu zorganizowanego w murach Muzeum Mazowieckiego w Płocku. Tamże zapoznając się z twórczością Franciszki i Stefana Themersonów.Dzięki doskonałej pracy kuratorów wystawy p. Małgorzaty Sady i Pawła Polita przedstawiających fotografie i fotogramy naszych artystów.Przyznam nader abstrakcyjnych jeśli chodzi o mój gust .Ta część miała tytuł'' Stefan Themerson,o potrzebie tworzenia widzeń'.W drugiej części wystawy zatytułowanej '' Themersonowie na papierze'',kuratorką była Jasia Reichardt siostrzenica Franciszki.. Tutaj z kolei pokazano książki, rysunki ,publikacje i zdjęcia stworzone przez Themersonów.Było w nich coś znajomego.Bliższe naszemu miastu.
Jakim był człowiekiem Stefan Themerson urodzony w Płocku w kamienicy przy ulicy Grodzkiej 5 ? Synem znanego płockiego lekarza Mieczysława, przyjaciela dr. Aleksandra Macieszy-prekursora polskiej fotografii.
Trudno mi orzec.Nie będę pisał jego życiorysu, drogi życiowej oraz jakie miał przekonania.Wiem natomiast,że znamionował go niepokój,żywot służby w Polskich Siłach Zbrojnych w Wielkiej Brytanii i ducha artysty niepokornego.To mi wystarcza, ażeby poznać dalsze jego akty twórczości w tym szczególnie pisarstwo,poezję semantyczną a także filozoficzne aspekty w jakich lawirował. Sądzę,że w swojej kinomatografii była ona wyjątkowo różnoraka.Czasem wręcz natarczywa. Głośna,niespójna,a jednak idąca z jakimś konkretnym przesłaniem
.
Warto tutaj nadmienić,iż wystawę w Muzeum Mazowieckim przy ul. Tumskiej 8 można będzie oglądać do 2 grudnia 2012 roku. Myślę,że nie trzeba do niej namawiać, nawet jeśli niewielu z nas będzie mogło zrozumieć akty sztuki małżeństwa Themersonów.Ona poprostu jest ważna.
Wernisaż o którym jest mowa nie odbyłby się gdyby nie odbywający się już w Płocku III Transgraniczny Festiwal Sztuki im. Stefana Themersona . Jego inauguracja nastąpiła w Płockiej Galerii Sztuki także wernisażem rysownika i malarza z Wielkiej Brytanii p. Nicka Wadley'a . Ów wystawa potrwa tam do 30 września.Zapraszam gorąco !
Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki, który faktycznie jest organizatorem festiwalu wziął sobie za cel motyw twórczości Themersonów w tym jakże oryginalnych filmów ze sztuką pokrewną jak videoarty i videoclipy.Traktując je jako formę eksperymentalną Themersonów.Oprócz tego w mieście organizując koncerty, wystawy,spektakle teatralne oraz zabawy dla dzieci.
Tylko pogratulować !
Co sprawia,że człowiek pragnie zagłębić się w pytaniach o sens istnienia ? Znaleść w nim swój zakątek. Otworzyć rzeczy i myśli na nowo;jakby wychodząc z łona prawiecznej niepewności. Myślę,że tym czymś jest on sam.Nieodgadnioną strukturą sprzeczności oraz irracjonalnego świata za którym chce uciec, bo tak go on przeraża. Themersonowie, znależli prostszą receptę. Bliższą ich wizji. Mianowicie oni go zmienili w sobie.To świat, pytania, rzeczy, realne wybory i ludzi zmusili do tego,żeby im się podporządkowały. Niebywała sprawa. Czyniąc to jeszcze w taki sposób,że nie zwariowali !
Tak powstała artystyczna mieszanka z której dziś możemy czerpać wielkimi garściami..Psychodeliczna , pociągająca i nadal tajemnicza. Szczególnie dla tych, co szukają, patrzą oczami dziecka i starca;oszukawszy czas na filmowych kadrach. Z nadzieją,że znajdą wymarzoną dziurę do nieba i wejdą tam idąc tyłem. Taki kaprys (:
Miałem tę możliwość w ten czwartek skorzystawszy z wernisażu zorganizowanego w murach Muzeum Mazowieckiego w Płocku. Tamże zapoznając się z twórczością Franciszki i Stefana Themersonów.Dzięki doskonałej pracy kuratorów wystawy p. Małgorzaty Sady i Pawła Polita przedstawiających fotografie i fotogramy naszych artystów.Przyznam nader abstrakcyjnych jeśli chodzi o mój gust .Ta część miała tytuł'' Stefan Themerson,o potrzebie tworzenia widzeń'.W drugiej części wystawy zatytułowanej '' Themersonowie na papierze'',kuratorką była Jasia Reichardt siostrzenica Franciszki.. Tutaj z kolei pokazano książki, rysunki ,publikacje i zdjęcia stworzone przez Themersonów.Było w nich coś znajomego.Bliższe naszemu miastu.
Odwiedzający wystawę Themersonowską. |
Jeden z rysunków Stefana Themersona. |
Trudno mi orzec.Nie będę pisał jego życiorysu, drogi życiowej oraz jakie miał przekonania.Wiem natomiast,że znamionował go niepokój,żywot służby w Polskich Siłach Zbrojnych w Wielkiej Brytanii i ducha artysty niepokornego.To mi wystarcza, ażeby poznać dalsze jego akty twórczości w tym szczególnie pisarstwo,poezję semantyczną a także filozoficzne aspekty w jakich lawirował. Sądzę,że w swojej kinomatografii była ona wyjątkowo różnoraka.Czasem wręcz natarczywa. Głośna,niespójna,a jednak idąca z jakimś konkretnym przesłaniem
Stefan Themerson [ 1910 - 1988 ]. |
Jedno z dziwadeł Themersonowskich na muzealnej wystawie. |
Warto tutaj nadmienić,iż wystawę w Muzeum Mazowieckim przy ul. Tumskiej 8 można będzie oglądać do 2 grudnia 2012 roku. Myślę,że nie trzeba do niej namawiać, nawet jeśli niewielu z nas będzie mogło zrozumieć akty sztuki małżeństwa Themersonów.Ona poprostu jest ważna.
Wernisaż o którym jest mowa nie odbyłby się gdyby nie odbywający się już w Płocku III Transgraniczny Festiwal Sztuki im. Stefana Themersona . Jego inauguracja nastąpiła w Płockiej Galerii Sztuki także wernisażem rysownika i malarza z Wielkiej Brytanii p. Nicka Wadley'a . Ów wystawa potrwa tam do 30 września.Zapraszam gorąco !
Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki, który faktycznie jest organizatorem festiwalu wziął sobie za cel motyw twórczości Themersonów w tym jakże oryginalnych filmów ze sztuką pokrewną jak videoarty i videoclipy.Traktując je jako formę eksperymentalną Themersonów.Oprócz tego w mieście organizując koncerty, wystawy,spektakle teatralne oraz zabawy dla dzieci.
Tylko pogratulować !
W rusałczanej krainie.
Już pusto. Wkoło jakoś tak cicho. Nawet rybitwy i kormorany zamilkły.Wiatr osłabł. Jakby coś mu przykazało. W moich ustach leży ciężka moneta. Dławi mnie i przeszkadza, choć i tak nie oddycham. Ktoś mi ją tam włożył, żeby przekupić przewożnika. Czuję,że leżę i coraz bardziej zapadam się na dno łodzi. Chybocze lekko. Mam wrażenie że łączę się z drewnianymi deskami łajby.A moje ciało wiotczeje i kurczy się z wolna . Zamieniając się w spróchniałą kłodę.Moje soki wylewa czas.Zatruwa wiślane wody.Słyszę jak bulgocze.
Czy dopłyniemy ? Starzec bez twarzy wiosłuje leniwie.Przygarbiony przypomina chorą czaplę, która zaraz padnie w bezruchu.W jego zmarszczonych dłoniach jest dziwna chęć dotyku.Szuka czegoś po bokach to jedną to drugą ręką.W tej anonimowej skazie jest żądza. Czuję coraz bardziej intensywny zapach błota i szlamu.Wilgoć. Zapuszczamy się w siwy mrok rzeki.Coraz głębiej.Wiem to po tym jak odczuwam narastające zimno w moim martwym ciele.W oddali słyszę słodkie chichoty.Ochlapują mnie krople wody.
Nade mną chmury.Jęzory rozpalonego pożaru. Kończy się dzień. Swarożycowa potęga rozpłomienia się po horyzont. A ja nawet nie mogę się ruszyć.Nie jesteśmy już sami.Przy burcie płyną wodne panny. Śmieją się i łapią starca za wszystkie jego członki.On charczy obrzydliwie wyginając plugawy garb służąlczości. To jego czas miłości a mój kres odrętwienia wiecznego.Jedna z rusałczego haremu siedzi na nim i miarowo porusza blade ponętności. Jestem przerażony. Jej oczy zieją pustotą...Teraz wiem na pewno,że nie tylko ja jestem tu zjawą.Trupia topielica z towarzyszkami wodzi nas ku otchłaniom swojego więzienia.Przewożnik nie dotrzyma słowa i skończy jak my wszyscy.
Tęsknię za mostem. Chcę przejść po kładce ku krainie umarłych .Uwolnić ducha. Lecz nasza łódż płynie we mgle i błądzi. Starzec śpi upojony nienasyceniem.Zmora go dusi przez sen , więc on bełkocze ze strachu.W dłoniach wyrosły mu odkosy połamanych paznokci.Krwawią słonecznym zachodem słońca.Za chwilę spali moje kości. Będę tułaczem .
Z dedykacją słowiańską - Darkowi - serdecznemu kompanowi ze spływu na canoe...
Czy dopłyniemy ? Starzec bez twarzy wiosłuje leniwie.Przygarbiony przypomina chorą czaplę, która zaraz padnie w bezruchu.W jego zmarszczonych dłoniach jest dziwna chęć dotyku.Szuka czegoś po bokach to jedną to drugą ręką.W tej anonimowej skazie jest żądza. Czuję coraz bardziej intensywny zapach błota i szlamu.Wilgoć. Zapuszczamy się w siwy mrok rzeki.Coraz głębiej.Wiem to po tym jak odczuwam narastające zimno w moim martwym ciele.W oddali słyszę słodkie chichoty.Ochlapują mnie krople wody.
Nade mną chmury.Jęzory rozpalonego pożaru. Kończy się dzień. Swarożycowa potęga rozpłomienia się po horyzont. A ja nawet nie mogę się ruszyć.Nie jesteśmy już sami.Przy burcie płyną wodne panny. Śmieją się i łapią starca za wszystkie jego członki.On charczy obrzydliwie wyginając plugawy garb służąlczości. To jego czas miłości a mój kres odrętwienia wiecznego.Jedna z rusałczego haremu siedzi na nim i miarowo porusza blade ponętności. Jestem przerażony. Jej oczy zieją pustotą...Teraz wiem na pewno,że nie tylko ja jestem tu zjawą.Trupia topielica z towarzyszkami wodzi nas ku otchłaniom swojego więzienia.Przewożnik nie dotrzyma słowa i skończy jak my wszyscy.
Tęsknię za mostem. Chcę przejść po kładce ku krainie umarłych .Uwolnić ducha. Lecz nasza łódż płynie we mgle i błądzi. Starzec śpi upojony nienasyceniem.Zmora go dusi przez sen , więc on bełkocze ze strachu.W dłoniach wyrosły mu odkosy połamanych paznokci.Krwawią słonecznym zachodem słońca.Za chwilę spali moje kości. Będę tułaczem .
Z dedykacją słowiańską - Darkowi - serdecznemu kompanowi ze spływu na canoe...
czwartek, 13 września 2012
'' Płatek śniegu '' - haiku.
x x x
Cień
Na powiekach
Zmrużony sen.
x x x
Bluszcz
Cmentarna cisza
Mur z cegieł.
x x x
Przeznaczenie
Dwoje oczu
Umarłych.
x x x
Opuszczony dwór
Wojna
Na koszuli.
x x x
List
Kilka zdań
Z różańca.
Jest takie piękne zdanie w jednej z moich ulubionych książek Maxence Fermine . Ten francuski pisarz stworzył pewną niezwykłą powiastkę na kanwie poezji haiku pt. '' Płatek śniegu ''. Uważam ją za jedną z najcudowniejszych dzieł literatury światowej. Tam odnajduję czarodziejstwo pisarstwa magicznego, siłę poezji , kolorowość naiwności. Wiara w miłość jest tam jak najbardziej prawdziwa, najczystsza; rzec by można cielesna jak sama poezja haiku. Jej nie można oszukać. Metafizyka i cielesność obrazu jaka z niej się wyłania skłania do refleksji, że piękni ludzie są i żyją pośród nas.
Pragnę zacytować ów fragment powiastki do którego często powracam. Jest w niej cała kwintesencja poezji haiku, miłości między kobietą i mężczyzną , cierpieniem i tęsknotą. Jest to rozmowa mistrza z uczniem o widzeniu tego co najmniej dostrzegalne. Zwracam uwagę na przepiękny kontekst tejże rozmowy.
'' Tego ranka , nieopodal srebrzystej rzeki, starzec powiedział mu jednak :
- Yuko, osiągnąłeś doskonałość , twoje wiersze wypełnia malarstwo, kaligrafia, muzyka i taniec. A przede wszystkim dlatego, że nauczyłeś się tańczyć na linie.
Yuko zaśmiał się . Mistrz nie zapomniał.
- A do czegóż ta sztuka miałaby mi służyć ?
Soseki położył dłoń na ramieniu młodzieńca, tak jak to już uczynił przed miesiącem.
- Do czego ? Prawdę mówiąc , poeta doskonały , musi posiąść sztukę tańca na linie. Pisać- to sunąć słowo za słowem po linii piękna , wiersza, dzieła, opowieści śpiącej na jedwabnym zwoju. To pokonywać krok po kroku, strona po stronie drogę księgi. Odrywanie się od ziemi i utrzymywanie równowagi, balansowanie piórem na linii ze słów nie jest najtrudniejsze.Nie jest najtrudniejsze także chodzenie po linii prostej, czasem przerywane zawrotami głowy, tak subtelnymi, jak pochyłość przecinka lub przeszkody z kropek. Nie, najtrudniejsze dla poety jest nieustanne kroczenie po linii wiersza, przeżywanie każdej chwili na zawrotnej wysokości marzeń, bez schodzenia- nawet na mgnienie oka- z liny wyobrażni. Prawdę mówiąc , najtrudniej stać się akrobatą słów.
Yuko podziękował mistrzowi za tę naukę o sztuce, tak subtelną i piękną.
Soseki uśmiechnął się . A potem powiedział :
- Jutro rano pójdziemy odnależć Płatek Śniegu ''.
środa, 12 września 2012
Klechdy...
'' Te widma i duchy snujące się przed oczyma duszy ludowej są to po większej części blade tylko przypomnienia dawnych pojęć religijnych z wieków przedchrześcijańskich słabe cienia bożyszcz, którym hołd religijny składano ''.
- Kazimierz Władysław Wójcicki- ludoznawca, etnograf.
Jakże szkoda, że obecnie na mazowieckiej wsi zapomniano o dawnych bajaniach, wspólnych opowiadaniach i strachach,niegdyś zamieszkujących pobliskie okolice. Coś straciliśmy bezpowrotnie, nawet jeśli cośkolwiek z tego było jakimś wymysłem ludu prostego.Teraz ,kiedy zagaduję, podpytuję. upraszam o choćby strzępy ongiś historii- współczesny chłop pojęcia nie ma o czym w ogóle mówię.O co proszę. Tak zniszczono bezpowrotnie wiejską spuściznę.W głowach tych ludzi jest telewizja, idiotyczne seriale i zobojętnienie na przeszłość.
- Panie, o czym ty gadasz !, warknął na mnie jeden z gospodarzy,kiedy go podpytywałem o stare czasy.O dziadów i ich ciężką pracę na roli,stare fotografie.
-Na co mi one, wyrzuciłem, reszta poszła do ognia! Tak skończyła się nasza rozmowa. Musiałem wsiąść na rower i z niesmakiem odjechać.
Ogarnia mnie pewna doza wzruszenia, gdy po pracy wracam do domu i widzę spojrzenia moich pradziadów.Towarzyszą mi teraz i bardzo się z tego cieszę. Wykonałem u fotografa reprodukcje z moich najświętszych zachowanych oryginałów na których widnieją ich twarze.W ostatnim momencie ratując po ciotkach i wujach to,co posiadali.
Szkoda, że w innych polskich domach wiele takich pamiątek zwyczajnie zatracono -niszcząc. Ja mam własne dziedzictwo i jestem z tego dumny. Na szczęście niektórzy powracają do swoich korzeni. Ratując swoje rodzinne tożsamości. Brakuje tylko tych starych klechd.opowiadaczy, wędrownych trubadurów rozmiłowanych w tym, w co czasem sami wierzyli: opowiadając. Żal, że i oni poszli w zapomnienia...
- Kazimierz Władysław Wójcicki- ludoznawca, etnograf.
Jakże szkoda, że obecnie na mazowieckiej wsi zapomniano o dawnych bajaniach, wspólnych opowiadaniach i strachach,niegdyś zamieszkujących pobliskie okolice. Coś straciliśmy bezpowrotnie, nawet jeśli cośkolwiek z tego było jakimś wymysłem ludu prostego.Teraz ,kiedy zagaduję, podpytuję. upraszam o choćby strzępy ongiś historii- współczesny chłop pojęcia nie ma o czym w ogóle mówię.O co proszę. Tak zniszczono bezpowrotnie wiejską spuściznę.W głowach tych ludzi jest telewizja, idiotyczne seriale i zobojętnienie na przeszłość.
- Panie, o czym ty gadasz !, warknął na mnie jeden z gospodarzy,kiedy go podpytywałem o stare czasy.O dziadów i ich ciężką pracę na roli,stare fotografie.
-Na co mi one, wyrzuciłem, reszta poszła do ognia! Tak skończyła się nasza rozmowa. Musiałem wsiąść na rower i z niesmakiem odjechać.
Ogarnia mnie pewna doza wzruszenia, gdy po pracy wracam do domu i widzę spojrzenia moich pradziadów.Towarzyszą mi teraz i bardzo się z tego cieszę. Wykonałem u fotografa reprodukcje z moich najświętszych zachowanych oryginałów na których widnieją ich twarze.W ostatnim momencie ratując po ciotkach i wujach to,co posiadali.
Szkoda, że w innych polskich domach wiele takich pamiątek zwyczajnie zatracono -niszcząc. Ja mam własne dziedzictwo i jestem z tego dumny. Na szczęście niektórzy powracają do swoich korzeni. Ratując swoje rodzinne tożsamości. Brakuje tylko tych starych klechd.opowiadaczy, wędrownych trubadurów rozmiłowanych w tym, w co czasem sami wierzyli: opowiadając. Żal, że i oni poszli w zapomnienia...
wtorek, 11 września 2012
Nadwiślańskie marzenie.
Wisła środkowa... |
Wiślani rybacy dzielili ryby na "białe" [ karpie, leszcze, szczupaki,karasie, liny, okonie, klenie, jazie i świnki ] oraz na "czarne" [ w tym - miętusy , sumy , węgorze i minogi ].
Kiedy tak wymieniam te wszystkie gatunki ichtiofauny żyjącej w jej wodach zastanawiam się głęboko jaki ma sens wprzęganie w tryby dzikiej przyrody w system gospodarczy kraju.Kombinuje się ujarżmić wiślaną przyrodę na rzecz upodobnienia jej krajobrazu na wzór rzek europejskich.Gdzie pływać będą ogromne jednostki pływające-nierzadko z jakimś świństwem oraz barki a nawet statki pasażerskie.
Prawdę powiedziawszy nie mam nic przeciwko żegludze wiślanej.To dobry pomysł. Jednakże uważam,że Wisła zasługuje na coś lepszego, a także jej mieszkańcy,którzy nad nią pomieszkują.Nie trzeba przecież powielać chorych wzorców z krajów Europy Zachodniej i dopuszczać takich ogromnych jednostek. Myślę,że w końcu powinniśmy zrobić coś praktyczniejszego w naszej formie myślowej.Wtapiając się w ekosystem wiślany nie szkodząc pejzażowi, rezerwatom przyrody oraz wartościom kulturowym naszych regionów.
Takim wręcz modelowym sposobem byłaby miękka turystyka żeglugowa z jednostkami średniego typu płaskodennego.Zatem wykorzystująca zalety wiślanych zawiłości sezonowych jak niskie stany wód, mielizny i oczywiście łachy i kępy. Tym myślę moglibyśmy podbić Europę. Prawdziwych smakoszy turystyki szukających czegoś zupełnie odmiennego od obecnych powtarzających się tzw. standardów. Oczywiście wielu powie, że to utopia. Wiem jak wiele grup interesów w biznesie i polityce zaczęło by larum, że oto kraj cofa się ku skansenowym archaizmom.Ale czy warto wierzyć tym, co myślą tylko o zyskach finansowych tylko dla siebie ? Nie sądzę...
To tylko moja marzycielska propozycja. Wy sami oceńcie czy ma jakieś podstawy w realu. Zapewne nigdy nie wejdzie w życie. Ale wierzę, że nie jestem w tym odosobniony.
poniedziałek, 10 września 2012
Wiślane medytacje.
Siedzę nad brzegiem mojej rzeki i wdycham zapach szlamu.Odnajduję w tym przedziwną niczym nie dającą się wyjaśnić przyjemność. Porywy wrześniowego wiatru,łany wrotycza, piasek pod stopami-w tym znajduję posmak życia prostego.Tam nie goni mnie czas.Może on właśnie staje się moim niewolnikiem.A ja z kolei wyłapuję chwile szczęścia i wolności.Choćby były one złudną abstrakcją zrodzoną z wykoślawionego umysłu. Tutaj dochodzę do wniosku,iż wolność jest wtedy,kiedy nie istnieje czas.Wszak to my go stworzyliśmy.Zamiast niego były pory roku i rytmy przyrody.To one władały sposobami naszej egzystencji.
Moczę dłonie w jednej ze ślepych odnóg.Poprzedniej zimy rzeka odłożyła zwydmioną górę szarawego piasku zasypując niewielki przesmyk łaczący starorzecze z jej nurtem.Teraz obrośnięte młodą wierzbiną i kikuciskami obumarłych olsz jest oazą spokoju oraz czatownią zamyślonych czapli.W załamaniach lustra wody podpatrywać mogę wędrujące jej dnem małże chroniące się przed wcibskimi ślepiami intruzów.Ale nawet ich skorupkowate domki na nic się zdają,kiedy nagle najczęściej nocą opada stan wody w Wiśle i z rana stają się bezbronne.Potem rożdziobywane przez rybitwy i szare wrony lądują w ich brzuchach.Powstają mielizny.Wilgotne miejsca po kałużach, małe oczka z ptasimi śladami.A gdzieniegdzie także bobrze pazurki z wężowatym ogonem. Patrzę i nadziwić się nie mogę. Rzeka pozostawia swój kod. Pismo runiczne,słowiański testament wielu pokoleń ludzi nadrzecznych.
Idę dalej przed siebie.Chłonę przestrzeń,głosy i dżwięki natury.Oddycham wszystkimi porkami skóry i wiem,że już staję się starym lub młodym drzewem.Metafizycznie spijam soki z oparów porannej mgły.Rosnę.Tuż nade mną kołują myszołowy zwabione jakimś nieborakiem,któremu nie udało się przeżyć nocy.Nieopodal na pobliskich gałęziach topól dostrzegam cierpliwe sylwetki wygłodniałych gawronów.Czarne płaszczyki mędrców pogardzanych przez arystokrację jaskółek i jeżyków.Zapuszczam korzenie.
Jestem.Jeśli istnieję po to,aby poznać prostotę,która wciąż mi umyka; rzeka próbuje mi dopomóc.Jest moją wybawicielką.Uczy.Ode mnie zależeć będzie czy cokolwiek pojmę.Jest mi trudno. Kiedyś wyrwano mnie na siłę ku światu,którego w ogóle nie rozumię.Jak w jakiejś nieludzkiej wieczności stoję w rozkroku obu tych zjawisk niczym widmo.Strasząc samego siebie.
W pięknie można się oczyścić.Zamilczeć.Zatrzymać się w jego centrum.Poddać się piastunkom losu.Jak dawniej nasi przodkowie w świętych gajach i umiłować dzikie żywioły.Czcić Matkę Naturę.Nawet za cenę okrutnych wyroków.Być w bezczasie samych tylko sił przyrody jak i pór roku.Powracając tam,gdzie nasze miejsce.
Moczę dłonie w jednej ze ślepych odnóg.Poprzedniej zimy rzeka odłożyła zwydmioną górę szarawego piasku zasypując niewielki przesmyk łaczący starorzecze z jej nurtem.Teraz obrośnięte młodą wierzbiną i kikuciskami obumarłych olsz jest oazą spokoju oraz czatownią zamyślonych czapli.W załamaniach lustra wody podpatrywać mogę wędrujące jej dnem małże chroniące się przed wcibskimi ślepiami intruzów.Ale nawet ich skorupkowate domki na nic się zdają,kiedy nagle najczęściej nocą opada stan wody w Wiśle i z rana stają się bezbronne.Potem rożdziobywane przez rybitwy i szare wrony lądują w ich brzuchach.Powstają mielizny.Wilgotne miejsca po kałużach, małe oczka z ptasimi śladami.A gdzieniegdzie także bobrze pazurki z wężowatym ogonem. Patrzę i nadziwić się nie mogę. Rzeka pozostawia swój kod. Pismo runiczne,słowiański testament wielu pokoleń ludzi nadrzecznych.
Dziki krajobraz nadwiślański. |
Jestem.Jeśli istnieję po to,aby poznać prostotę,która wciąż mi umyka; rzeka próbuje mi dopomóc.Jest moją wybawicielką.Uczy.Ode mnie zależeć będzie czy cokolwiek pojmę.Jest mi trudno. Kiedyś wyrwano mnie na siłę ku światu,którego w ogóle nie rozumię.Jak w jakiejś nieludzkiej wieczności stoję w rozkroku obu tych zjawisk niczym widmo.Strasząc samego siebie.
W pięknie można się oczyścić.Zamilczeć.Zatrzymać się w jego centrum.Poddać się piastunkom losu.Jak dawniej nasi przodkowie w świętych gajach i umiłować dzikie żywioły.Czcić Matkę Naturę.Nawet za cenę okrutnych wyroków.Być w bezczasie samych tylko sił przyrody jak i pór roku.Powracając tam,gdzie nasze miejsce.
Wiślany duch dzikości. |
sobota, 8 września 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)