środa, 29 lutego 2012

Wieczorny kompan

Doprawdy trudno mi się czasem ze sobą pogodzić.Wtedy pozostaje rower i szlak ,który chcę pokonać.Zdarza się,że sporadycznie lubię wyjechać pod wieczór za Płock.Może to być 10-15 kilometrów i to w takie rejony,gdzie ruch motorowy bywa znikomy.Najlepsze dla takich wypadów są powiatowe wąziutkie drogi albo polne trakty przełajowe.
Tam połykając kolejne metry własnych ograniczeń mój umysł po prostu nic nie myśli i zwyczajnie odpoczywa.Nic nie potrzeba dla spokoju ducha i jakiejś nerwówki,aby ją przegonić.To rodzaj zdziwaczałego zewu na którego znalazłem bat.
W takich "przemyślanych "przestojach napotykam na zaskakujące niespodzianki.Są one wręcz wplecione w rytm rowerowy za którym idą następne.Jest leciutki gwizd wietrzyka na otwartych przestrzeniach pól ,to znowu czarna ściana nocy zimowej.Pustka i kałuże przez które przejeżdżam.W momentach nagłego porywu fantazji tańcujące cienie przy mijanych przyrożnych kapliczkach.Stają mi się one bardzo bliskie.bo prywatne przez nikogo innego nie poznane.Poza tym lubię je.Wiem,że nie sprawią bólu.
Na ostatnim takim moim wypadzie -a już mocno zmierzchało miałem za kompana niezwykłego jegomościa.Tym kimś był skrzydlaty prześladowca zapewne drapieżnik,widząc jego duże łopatowate skrzydła.Leciał obok w zupełnej ciszy jakieś 5 minut.Przy wytężonym wzroku (a mam go dość słaby) uznałem,że to może myszołów.Przedziwnie dobrze nam było obojgu.Telepatycznie złączeni w braterskim poszanowaniu wzajemnych niezależności.Jako wolni nomadzi czasu wieczorowej medytacji .
Wtedy ogarnia mnie spokój.Wewnętrzny oddech.Więź z naturą-chociaż dalece jej do dzikiej nieskalanej kochanki.Ale wystarcza.Na razie.
Dedykuję nocnym braciom we włóczędze...

poniedziałek, 27 lutego 2012

Cekanowskie kapliczki

Jadąc główną szosą Płock-Warszawa mijamy starą osadę Cekanowo.Jak podaje nasz znamienity mazowiecki badacz genealogii Jerzy Łempicki Cekanowo już ok. 1260 roku było własnością kapituły płockiej.Ostatnim właścicielem dóbr cekanowskich był Władysław Jaworski i z tego,co wiem kupił je w 1929 roku.
Oprócz ciekawej historii Cekanowo wyróżniają także dwie niezwykłe kapliczki.Obie znajdują się praktycznie naprzeciwko siebie.Dzieli je wspomniana szosa.Pierwsza z nich wznosi się dumnie na cokole na sztucznie usypanym pagórku. Poświęcona jest zmarłym na epidemię cholery w początkach XIX wieku.Do dziś znajdują się tam pogrzebane osoby dotknięte tą ciężką chorobą.
Kapliczka pocholeryczna poświęcona zmarłym w czasie epidemii...
Pomnik pamięci zmarłym
Druga z kapliczek jest o wiele skromniejsza i w zasadzie nigdzie nie jest wspominana.Znajduje się po prawej stronie szosy jadąc w kierunku warszawskim.Została pobudowana przez p.Stanisława i Magdalenę Jankowskich ok.1920 roku w intencji sprowadzenia się ich tutaj i kupienia ziemi.Tudzież pobudowali swój dom.Jest w dobrym stanie i wymaga jedynie niewielkich prac malarskich i otynkowych.
Kapliczka p. Jankowskich z ok. 1920 roku.( patrząc od tyłu)
Jak wyżej...
Główna strona kapliczki z" Mateczką" i poniższym krzyżem
 Poważnym zagrożeniem dla tej kapliczki jest pobliska szosa i ogromny ruch motorowy.Istnieje obawa,że może ona zostać uszkodzona lub wręcz " ścięta" przez dachujące auta.Miejsce jest dość nieszczęśliwie położone na zakręcie drogi na której często dochodzi do niebezpiecznych wypadków samochodowych i kolizji.Nie brakuje tutaj nawet czołowych zderzeń...Bulwersującym faktem na który narzekają okoliczni mieszkańcy jest niechlujnie uprzątane miejsce tych wypadków po których pozostają resztki karoserii,lamp  oświetleniowych oraz  części aut.Dochodzi do tego,że służby porządkowe wyrzucają powyższe odpady na pola i miedze autochtonów...
Oto pozostawione części aut na poboczu drogi po wypadkach...
Przeklęta motoryzacja! Niedługo nas wszystkich rozjedzie i zmiażdży jak walec...

niedziela, 26 lutego 2012

Olsy - lasy mokradeł

Olsy przynależą obecnie do najdzikszych zbiorowisk leśnych w Polsce.Ze względu na ich trudno dostępny charakter,bagna,torfowiska i moczarowe gęstwa roślin są najlepszą ostoją dla ptactwa i zwierząt.W tym żurawi i bociana czarnego.Łosie mają tam swoje mateczniki.
Jesienny ols w Gostynińsko-Włocławskim Parku Krajobrazowym
 Głównym gatunkiem lasotwórczym,który tu panuje to olsza czarna z domieszką jesionu, brzozy i świerka.Biotop olsów nie można pomylić z żadnym innym typem naszych lasów.Jego wizualną cechą tak bardzo różniącą się od grądów czy dąbrów są rosnące drzewa na kępach wokół korzeni i mchów. Często ponad lustro wody osiągającej 1m. wysokości.Rzec można zatem,że to lasy astrefowe-warunkujące czynniki genetyczne dla warunków lokalnych na bagnach i torfowiskach.
Flora olsów
Obfity podszyt stanowią dla niego wszelkiego rodzaju paprocie, pokrzywska,czasem zdziczały chmiel oraz mchy.Z flory napotkać można:knieć błotną, kosaćce, przytulię błotną -a jak ma się szczęście to również ponętnie zwisające kwiatuszki psianki.Ols jest także wielką ostoją dla zaskrońców i gniewosza,niezliczonej ilości żab i ropuch.Tam mogą składać skrzek i rozmnażać się.
Piękne lasy z olsów w okolicach Płocka możemy jeszcze podziwiać w Gostynińsko-Włocławskim Parku Krajobrazowym -np. w dolinie Skrwy Lewej nieopodal Soczewki i w rezerwacie przyrody " Gościąż ".Mam tu na myśli jego bagienne otoczenie wokół misy jeziora.Dla szczerego miłośnika przyrody to piękna enklawa naturalnych ostępów.Kolejne są też na niewielkich ciekach Wierzbicy i Skrwy Prawej Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego.
Ols pośród korzeni

czwartek, 23 lutego 2012

Przylaszczka pospolita (Hepatica nobilis Schreb)

Przylaszczka pospolita w Brudzeńskim Parku Krajobrazowym
Mamy co prawda koniec lutego i zaczęły się nieśmiałe roztopy na łąkach i w lesie; wyglądam już pierwszych oznak przedwiośnia.Za każdym razem,kiedy jestem poza miastem patrzę pod stopy z nadzieją,że coś kolorowego się wyłoni.To taki dobry dziecięcy sposób na przypomnienie sobie jaki świat jest zaskakująco uroczy.
Bohaterką moich płonnych poszukiwań jest niepozorna roślinka Przylaszczka pospolita (Hepatica nobilis Schreb).Nazwa pospolita jest już nieaktualna.Trzeba się nachodzić po lasach grądowych,ażeby tę piękność odnaleźć.Gorzej jeśli zamieszkujemy tereny nie preferowane przez nią.Wówczas pozostaje dalszy wyjazd.
Przylaszczka jest niewielką byliną osiągającą kilka centymetrów wysokości.Jest jakby leśnym skrzatkiem uśmiechającym się do drzew.Przynależy do rodziny jaskrowatych (Ranunculaceae). Jej całobrzegie trójklapowe liście tworzą przyziemną rozetę.Warto przy tym zauważyć,że jej zimnozielone liście podobne są do kształtu ludzkiej wątroby- i stąd łacińska nazwa hepar-wątroba.
Przylaszczka kwitnie od marca do maja.Czasem na obszarze Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego w rezerwacie przyrody " Sikórz" spotykałem ją już pod koniec lutego.Lubi gleby wapienne i jak wspomniałem lasy grądowe lipowo-jaworowo jesionowe.Także z udziałem dębu i olchy na bardziej mokrych siedliskach.Lasy muszą być jasne i widne.
Od 2004 roku podlega ochronie ścisłej...Jest to efekt zmian w ekosystemach leśnych,oraz zrywaniu kwiatów przez ludzi.A była przecież jeszcze niedawno często spotykanym gatunkiem flory naszej przyrody.
Ciekawostką są jej dojrzewające w maju nasiona opatrzone mięsistym wyrostkiem.Jest to tzw. ciało mrówcze- przysmak mrówek,które w ten właśnie sposób przyczyniają się do jej rozprzestrzeniania. Przyroda nie znosi marnotrawstwa i próżni.Dzięki temu jest tak doskonała.
Zagrożeniem dla dzikich populacji przylaszczek są genetyczne zabawy pseudonaukowców,którzy tworzą formy mieszańców.Często do naszych przydomowych ogródków.Czy przetrwają naturalne odmiany tej rośliny w lasach ? Możecie sobie na to odpowiedzieć sami.Ja nie wierzę...

środa, 22 lutego 2012

Kapliczka z Dźwierzna

Kilka dni temu,kiedy panowały u nas tęgie mrozy wybrałem się rowerem na mały wypadzik Nie żałuję.Oto niewielki plonik jakim chcę się z wami podzielić..Myślę,że ciekawy - kapliczka z miejscowości Dźwierzno. Proszę zwrócić uwagę na nazwisko fundatora.Osoby jak sądzę z tej rodziny posiadały swoje włości na ziemi raciążskiej i w tamtych okolicach są do dziś znane.Pochowani są na przykład na niewielkim cmentarzyku w Uniecku.Ciekawym jestem jakie są losy fundatora kapliczki z Dźwierzna a rodziną Dramińskich z Uniecka? Czy to ta sama spokrewniona ze sobą familia ?
Proszę o pomoc dr. Jerzego Borowskiego z Uniecka (:
Miejscowość Dźwierzno.
Gmina Radzanowo, powiat płocki.
Kapliczka z miejscowości Dżwierzno
Informacja o fundatorze...
Szczegóły kapliczkowe

Poślizg...

Czy ten uśmiech może krzywdzić? Ależ nie!
Jak wiecie ponaglany swoim zniechęceniem i brakiem w sens w to,co robię-miałem odpuścić pisanie tego mojego bloga.Przyznam,że z mieszanymi odczuciami.Poniekąd sprawiało mi jego prowadzenie dużą frajdę,nawet jeśli był on pismactwem za bardzo utkwionym na siebie samego.
Chyba muszę was przeprosić.Wczorajszy wieczór sprawił,że zrobiło mi się wstyd.Po długich i mocno otwartych rozmowach telefonicznych zmuszony byłem wysłuchać kilku cierpkich słów pod swoim adresem.Nie spodziewałem się tego.Szczególne były te mówiące o tym,że wypiąłem się na cały świat i zlekceważam czas moich wiernych czytelników...
Sądziłem,że rodzaj pisania bloga będzie tylko pisaniem i niczym ponadto.A tutaj okazuje się, że jest ktoś komu chce się go czytywać.I co zrobić ? Poddać się dyktatowi bliskich mi znajomych,czy jednak pozostawić swój zamiar na swoim.Czas pokaże.
Dlatego spróbuję jeszcze raz.Obiecuję też,że nie będę się tak bardzo na sobie skupiać.Zostanie temat regionalizmu .przyrody i historii.Ja będę tylko własnym narratorem...
Przepraszam jeśli kogokolwiek z czytelników uraziłem swoją postawą i formą pożegnania.Ale naprawdę nie wiedziałem,że ktoś zechce mi powiedzieć wprost,co o tym myśli.Za to dziękuję.
Zaznaczam,że jeśli faktycznie poczuję,że się zmuszam - proszę uszanujcie ten fakt i przyjmijcie go z życzliwością.Wtedy zniknę.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Szukanie się

Z wiślanych starorzeczy-błogi spokój
Brakuje rozmów przy stole,omówień kolejnych planów na ten rok,wspólnych wypadów. Ciężko mi się z tym pogodzić. Nic nie rozumiem.Jestem rozkawałkowany. Z boku wydaje się to wszystko takie nieistotne i małe,wręcz zatajone za murem pytań i wątpliwości. Czy kompletnie zatraciłem się w nieufności? Skąd ona przyszła do mnie.
Byłem w lesie szukając na nie jakichś wyjaśnień. Za nic nie mogłem usiedzieć w miejscu. Uspokoić myśli rozbiegane na wszelkie możliwe sposoby. Nie pomagał stary dąb-zacny kumpel ściszenia. Ożywiona złość i bezradne mamrotania pod nosem stawały się coraz bardziej niedorzeczne. Może jest szansa, aby uratować to,co w nas najlepsze. Nie zasłużyliśmy na takie pokraczne traktowanie się,niesłyszenie tego,co pogubiliśmy w sobie.Sam nie wiem.
Chcę wierzyć,że to jednak pomyłka.Jakieś bajanie zaćpanego idioty. Przecież w niczym nikomu nie zawiniłem...

sobota, 18 lutego 2012

Bożki z maseczkami

Jak moje życie z niewiadomym...
Kiedy postanowiłem pisać mój obecny blog, jedynym moim pragnieniem była potrzeba wyrażenia siebie.To,co czuję,myślę,co mnie porusza na co dzień.Od tego momentu minęło ponad siedem miesięcy. Sądzę, że była to dobra decyzja.
Wielu z was (a może zaledwie garstka?),zauważyła,że przyroda i rodzimowierstwo są mi najbliższe.Także idee związane z szeroko pojętym regionalizmem mocno pielęgnuję w swoim serduszku.Tak naprawdę dzięki nim nie zrobiłem wielu głupich i bezsensownych rzeczy.Pewnie żałowałbym teraz gdybym je zrealizował do końca życia.
Człowiek wie,że przychodzi taka chwila,kiedy powinien zadać sobie fundamentalne pytania i szukać na nie odpowiedzi.Naturalnie jeśli jest na to szansa.Pisanie bloga było czymś na kształt tego "eksperymentu".W jego kilku punktach utwierdziłem się w przekonaniu,że cokolwiek mnie otacza nic nie jest stałe ani podarowane za darmo.Zaś osoby z którymi nawiązałem bliższą lub dalszą więż na topie przyjacielskiej niekiedy stawały mi się wielkimi mędrcami dla moich poszukiwań a nawet odpowiedzi.
Najdziwiejsze były dla mnie reakcje i słowa wielu z nich.Czasem szokujace.W ich intencjach dostrzegałem całą złożoność istoty człowieczej,jej plugastwa i piękne ,niekiedy zasługujące na bezgraniczną wdzięczność gesty za którymi szła moja radość z ich poznania.One w zdecydowanej większości sprawiły,że mam tę wiarę w dobro jakiekolwiek ono jest.
Mimo to,wiem teraz,a może zawsze o tym wiedziałem,że samemu trzeba kształtować swoją przyszłość i chronić prywatność.Bo gdy ktoś obcy zacznie ingerować w jej ramy i wcinać się w naszą prywatność- z pewnością ten ktoś to wykorzysta.A co najgorsze skrzywdzi nas.
Z tych i innych powodów zaczynam dochodzić do przekonania,że mój czas powolutku na tym polu się kończy.Potrzeba pisania raczej nie zaniknie.Wiem,że bez niej jestem nikim.Pozwala mi ona na to,aby poszukiwać w sobie najlepsze cechy i wartości.Niekiedy staje się moim jedynym orężęm w walce z demonami przeszłości.Niebawem przekonacie się sami co miałem na myśli.Sprawię sobie taki mały prezent i może wam wszystkim,gdy to skończę.Tworzę coś co sprawi,że uwolnię się od balastu,który mnie dławi całe lata.A wam w podzięce za tę okoliczność podziękuję słowem pisanym...Może zagości na waszych półeczkach? Jeśli będzie z tego klęska,cóż wówczas napewno zaginę w odmętach wyżutków i przeciętności zatraconych w sobie szarych ludzików.Powiecie może- O!,to jeden z nich...Kilku z was się ucieszy a przyjaznej duszy w którą wierzę,że mam,zrobi się smutno.Ot.życie.
Nie wiem jak potoczy się moje dalsze życie.Z bożkami w maseczkach,co udają przyjaznych zawsze będę miał to nieszczęście się spotykać.Świat już tak się urządził że na to wpływu mieć nie będę.A to,co za rogiem spotkam też może być ciekawe i intrygujące.Więc nie ma nad czym rozpaczać.Przyjmę to z pokorą,choć nie zawsze tak jak się chce.Już drogi nadszedł czas.Pragnę podążyć jej szlakiem.W pamięci mając wasze dobre uczynki i twarze.
Może jeszcze coś napiszę jak mi " odbije ". (: Tak sporadycznie dla przekory.

piątek, 17 lutego 2012

Ja lunatyk

Droga do nikąd ? - iluzja czy tęsknota
Spotkałem żywego człowieka.Tak mi się wydaje.Udaje że żyje.mówi i słyszy.Porusza ustami i coś artykułuje,lecz ja niczego nie słyszę.Idzie w moim kierunku,choć śladów na śniegu nie dostrzegam.Może wyszedł z pieczary.Jego zapadnięta szara twarz ujmuje rysy nieboszczyka.Patrzy na mnie lecz przechodzi obok jakby oślepł na mój widok.Towarzyszy mu chłód lekkiej zawiei śnieżnej.Lecz jego cienia nie widzę.
Kim on jest ? Kim ja jestm! Czy upodobniłem się do lunatykującej postaci z kreskówek głupca.Spastykuję,aby nikt mnie nie brał na poważnie.Czasem mam na to ochotę.Już nie wiem,co myśleć.A może oni wszyscy to chodzące widma,ruchome ciała trupów ożywione moimi wspomnieniami.Ci,których kiedyś spotkałem chcieli mną kierować,układać mi życie,zgnieść jak robaka.Rządzić jak przedmiotem.
Obyście zniknęli z moich obrazów przeszłości!Jednak ten napotkany człowiek to obcość ich zimnych powłok.On jest ale tak na serio,to nie istnieje.Tworzą go żywe manekiny zawiści.Trącają bokami ramion i szydzą.Stąd ten zarys martwego uciszenia.Kroki żywych na których zmuszony jestem patrzeć.Ja lunatyk w ich oczach.Przeszkoda i zawada na drodze ku władzy i chorobliwych ambicji.

czwartek, 16 lutego 2012

Gdzieś na wiślanym szlaku

Takie spotkania zapadają w pamięci.Lato,słońce i woda dookoła.Płyniesz sam ze swoimi tajemnicami.Nikt ci nie wadzi,nie musisz ciągle uważać na to,co robisz i o czym mówisz.Sądzę,że wówczas po prostu się jest.Dla samego siebie i dla momentu odosobnienia.Otacza cię przyroda,rzeka dla której warto stać się niewolnikiem.Rybakiem nie myślącym o niczym innym jak o tym,by płynąć.
Gdzie jesteś moje letnie wiślenie?
Nie trzeba celu w życiu.Ważne by zwyczajnie z tego życia czerpać coś dla siebie.W zgodzie z tym,co się czuje i myśli.Wtedy cel jest na uboczu.Jego ukoronowaniem staje się przyjemność z teraźniejszości.A wyrzutami sumienia obdarzasz te szkarady,za którymi ciągnie długi i anonimowy korowód wypalonych.(...)Może mają więcej od ciebie,żyją bezpieczniej i we wiadomym sobie wyimaginowanym światku zmierzają-tam dokądś.
A tobie wystarcza łódka,fale,własne odbicia twarzy w wodzie.Śpiewy ptaków w łęgach.Klucz gęsi i kormoranów na jesieni.Uśmiech zębatego bobrzyka w starorzeczu.
Ten bezcenny spokój ducha nawet w biedzie.

wtorek, 14 lutego 2012

Człowiecza dola...

"Nie ma bezinteresownych znajomości.To,co darmo,najwięcej kosztuje."
Wiślana fatamorgana
Zapewne już dawno wielu z was zrozumiało tę prostą i jakże wymowną myśl.Mnie jest z tym trudno,bo jakoś tak się składa,że szukam tej nieskończenie nieinteresownej przyjaźni. ...,wiem,że to fikcja.Niedawno przekonałem się,że ktoś chciał ze mną zawrzeć bliższą znajomość tylko po to,aby osiągnąć cel..Wiem,moja naiwność jest po stokroć głupsza.Bo jakże by inaczej miało być,skoro byłem dla tego kogoś środkiem do celu.Można by rzec,sam sobie jestem winien,Była okazja,to gość skorzystał.Może i racja.
Szkoda mi jedynie nadziei i tej wiary w dobro drugiego człowieka.Jak znam tę osobę nieźle sobie w życiu poradzi- a takich dzisiaj przecież najbardziej szanują i poważają.Jak niedawno gdzieś zapisałem na blogu-zostawi po sobie ślad.Zaryzykuję stwierdzenie,że nawet głębokie bruzdy i szramy na tych,co słabsi i głupsi.Kiedy jeden człowiek manipuluje drugim,to w moim przekonaniu jest to rodzaj wyjątkowego upokorzenia dla tego wyprowadzanego na manowce.
Lubię samotność dla takich widoków (nad Wisłą).
Dziś tak się czuję.Pokonały mnie murzyńskie maseczki zawieszone na ścianach.Prześmiewcze gry i dojmująca erozja duszy.Widocznie tak musiało być-powie mi ktoś życzliwszy.A ja mu odpowiem;nie prawda! Ambicja i chore pragnienia próżności są większymi zbrodniarzami.Zdrada boli najbardziej.
"Życie minęło,jakbym nigdy nie żył" -te słowa z rosyjskiego dramatu wciąż mi towarzyszą od lat.Lękam się porażki,godzin starości sam ze sobą i myśli- dlaczego nie poszedłem na całość ! Teraz coraz bardziej rozumiem dlaczego tak ciągnie mnie przed siebie.Od złych ludzi i od niespełnienia.Obiecałem sobie,że na to nie pozwolę.Czy będzie to moje ukochane Peru i andyjskie przestrzenie czy bezdomny żywot nieudacznika. Przynajmniej nie będę grał kogoś,kim nie jestem...

poniedziałek, 13 lutego 2012

Lipa drobnolistna (Tilia Cordata) w Nowym Duninowie k. Płocka

To piękne stare drzewo rośnie ok 20 m. od zakrętu ul. Osiedlowej w Nowym Duninowie.Jest co prawda już mocno pokaleczone zębem czasu ,bez wielu głównych konarów i podpalone.Mam nadzieję,że nie przez ludzi...Widać,że jest osłabione.Pośrodku jego pokroju razi ubytek i pustka po najważniejszym z konarzysk-wyrośli.Do tego te strasznie wyglądające podpory dla pozostałych rosnących jeszcze gałęzi.
Smutne,że władze gminy Nowy Duninów nie potrafią docenić,tego,co mają.Przecież są lepsze i skuteczniejsze metody ratowania zabytkowych pomników przyrody,niż ledwo trzymające się podpórki.O braku jakiejkolwiek tablicy o pomniku,jego obwodzie i wieku już nie wypomnę.Tyle możnaby chociaż zrobić? Niewielkie są tego koszta.
Lipa drobnolistna-bo o niej tu mowa liczy sobie ok.500 cm. w obwodzie.Raczej jest to szacunkowa grubość drzewa.Z roztargnienia nie zabrałem ze sobą miarki.Zatem dedukuję na "nosa".
 W zimowej szacie Lipa im. baronów Ike Duninowskich (tak sugeruję ją nazwać)
Nasi przodkowie Słowianie otaczali lipę szczególnym szacunkiem - była dla nich święta i symbolizowała kobiecą stronę jej natury.Chroniła przed piorunami i złymi duchami. Korzystano z jej walorów zdrowotnych zbierając kwiatostan,pijąc odwary,herbatę oraz używając w praktykach ludowych w ziołolecznictwie.Zatem same dobre strony.Z jej łyka wyrabiano obuwie i różnego rodzaju drobne praktyczne rzeczy.
Dożywa nawet do tysiąca lat,choć obecnie z powodu zanieczyszczenia powietrza ten stan ulega skróceniu.Kwitnie od czerwca do lipca.Jest niezwykle miododajną rośliną Z tego też powodu oblegają ją pszczoły i błonkówki.W drzewoterapii lipa jako gatunek drzewa ma ponoć najbardziej przyjazną człowiekowi aurę i magiczną siłę z której czerpie nasza witalność.
Patrząc na nią ma się to nieprzyjemne uczucie jakiejś straty.Intuicja podpowiada,że niewiele zostało jej czasu.Przypomina bezradną staruszkę,zdaną na łaskę innych-oczekującą na swój kres.Myślę,że tak jest dziś z nami.Nie szanujemy starszych i niedołężnych ludzi.Pogardzamy nimi,bo przypominają nam,że kiedyś i my do nich dołączymy.Słabi i chorzy,a przede wszystkim samotni...Stąd tyle przepełnionych domów opieki. Przerażające hospicja pełne cierpienia.
Lecz oni są na swój nieodgadniony sposób piękni.Tak jak i ta dama dźwigająca setki pór roku i zawiei śnieżnych na swoich pomarszczonych ramionach.Trwa na przekór wszystkim.Dając życie, tlen i cień w czasie upałów.Czy ktoś z nas to docenia ? Cieszmy się zatem,że jest teoretycznie pod konserwatorską ochroną.Podziwiajmy jej urok i tajemny świat żyjątek w jej wnętrzu na wiosnę.
Duninowska lipa drobnolistna u kresu żywota...

niedziela, 12 lutego 2012

Firletka poszarpana (Lychnis flos - cuculi)

 Firletka poszarpana z okolic Płocka
Firletka poszarpana należy do bylin z rodziny goździkowatych. Jej zasięg obejmuje Europę i Azję wraz z Zakaukaziem i obiema częściami Syberii.
Jest typową rośliną wilgotnych łąk oraz torfowisk i moczarów.Nierzadko tworząc duże płaty bajecznie je okraszając urodą kolorów.Tam,gdzie rośnie jest wskaźnikiem zasięgu wylewów dużych rzek.Kwitnie od maja do czerwca,jej przedprątne kwiaty zapylają błonkówki i motyle.Zatem wypełnia niezmiernie ważną lukę ekologiczną dla tej części entomofauny.
Na ziemi płockiej jej przepiękne stanowiska porastają dolinę rzek Wierzbicy nieopodal Starej Białej i jary Skrwy Lewej jak i Prawej. Swoje odizolowane miejsca ma też nad brzegami wiślanych łąk zalewanych daleko od gospodarczej działalności człowieka. Niestety obserwuję ich postępujący zanik.
Ciekawostką przyrodniczą firletek jaką można zauważyć na jej kwiatach to pienista ciecz przypominająca ślinę.To znak,że tą wydzielinę wytwarza larwa owada z grupy pieników.

sobota, 11 lutego 2012

Otwarcie Roku Władysława Broniewskiego w Płocku

Część wystawy poświęconej płockiemu wieszczowi
 W Książnicy płockiej przy ul. Kościuszki 6 zainaugurowano otwarcie Roku Broniewskiego w Płocku.Przy tej okazji upamiętniając 50 rocznicę śmierci poety wystawą pt. " ...skąd wziąłem skrzydła do lotu..."Warto tutaj wspomnieć,iż dzięki życzliwości Muzeum Władysława Broniewskiego w Warszawie wystawa miała charakter całościowy ukazując jego najmłodsze lata życia ,po dojrzałą twórczość poetycką. Nie zapominając o rodzinie Władysława i roli jaka go wiązała z Płockiem.
Ważne słowa o wystawie opowiedział starszy kustosz muzeum warszawskiego p. Sławomir Kędzierski podkreślając jak niezwykłą i barwną postacią był pan Władysław.Następnie prezydent miasta Płocka otworzył oficjalnie wernisaż.Mimo nieprzebranych tłumów w ciasnej sali kolumnowej płockiej książnicy, przybyli mieszkańcy naszego grodu oraz zaproszeni goście cierpliwie znosili niewygody.Choć trzeba przyznać były one spartańskie...Nie z winy organizatorów a raczej z nieprzewidzianej ilości zgromadzonego tłumu.
Przejmującym momentem wystawy były osobiste wspomnienia córki naszego wieszcza p. Marii Broniewskiej- Pijanowskiej.Szczególnie ujmujące,kiedy apelowała o oczyszczenie dobrego imienia ojca z różnorakich nie zawsze miłych plotek,przekłamań i przesądów.
Maria Broniewska- Pijanowska - córka poety
Częścią artystyczną wystawy stał się występ aktorów Teatru Dramatycznego w Płocku: Hanny Zientary oraz Marka Mokrowieckiego deklamujących dzieła płockiego mistrza.
Dobrze się stało,że w dniu śmierci Broniewskiego jego rodzinne miasto nie zapomniało o nim.Cały cykl imprez jaki został zaprezentowany mieszkańcom na ten rok z pewnością lepiej pozwoli go poznać. Choć mam nieomylne wrażenie,że jego twórczość z powrotem wraca do łask.Miała co prawda swoich wiernych czytelników,lecz nie była tak popularna jak u innych mistrzów pióra.
Władysław Broniewski nad swoją ukochaną Wisłą
Więcej informacji proszę szukać na stronie Książnicy Płockiej:
www.bibl.plock.pl
a także : www.broniewski2012.plocman.pl

czwartek, 9 lutego 2012

Pożegnanie Wisławy Szymborskiej (2.07.1923 - 1.02.2012)

Dziś pożegnaliśmy Wisławę Szymborską- poetkę słowa minimalistycznego. W jej poezji odnajdywaliśmy to,co ważne i istotne.A więc śmierć jako wierną towarzyszkę naszej teraźniejszości, miłość,która uświadamia,że czujemy i chcemy kochać. A nade wszystko ironię życia z którą idziemy za pan brat praktycznie codziennie.
Kres dnia , kres życia - z dedykacją dla Wisławy Szymborskiej
Tak można określić wiersze,które pisywała nam pani Wisia...Lubiła samotność,bo właśnie dzięki niej mogła żyć i tworzyć tak jak chciała.W sensie namacalnym i umysłowym; pisząc o sprawach jakie ją nurtowały,tudzież na które tylko każdy z nas może sobie odpowiedzieć. Nie była to poezja pokrętna,trudna i ciężka w odbiorze dla zwykłego czytelnika.Ona była taką jak ją odbieraliśmy. Ja ją tak odbieram.Na swój osobisty prywatny sposób.Odkrywanie ich jest i pozostanie uroczą wędrówką po myślach poetki.A jednocześnie krzyżujące się z naszymi.Wystarczy czytać powoli,nieśpiesznie-tak jak z pietyzmem pani Wisia je pisywała. W swoich samotniach w Zakopanem i w ukochanym Krakowie.
Terażniejszość mamy taką jak ją postrzegamy.Dzisiaj pani Wisia jest już w innym wymiarze tejże inności.Nie znamy jej jeszcze. Zapewne kiedyś ją jakoś dotkniemy,wejdziemy w nią niczym w bezkresne pustkowia jak święta i niezakłócona cisza.
Myślę sobie,że pani Wisia zrobiła kolejnego psikusa nam wszystkim.Bo jak to sobie inaczej wytłumaczyć,kiedy patrząc na najwyższe władze państwowe naszego kraju i oddające jej hołd na pogrzebie-miałem wrażenie ,że stoją przed nią zwykłe uczniaki.Malutkie ludziki pragnące takiej wielkości jaką ma pani Wisia.Cóż,sądzę,że pokazała im wszystkim,gdzie jest ich szereg i miejsce. Także i mnie...Jak niewiele znaczymy przy wielkości jej poezji.
Niechaj ci tam będzie dobrze gdziekolwiek to jest. Przy filiżance kawy i tlącym się dymku papierosowym.

Żaden dzień się nie powtórzy,
Nie ma dwóch podobnych nocy,
Dwóch tych samych pocałunków,
Dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wisława Szymborska.

- Cytat z 22 grudnia 2009 roku.

wtorek, 7 lutego 2012

Dąb szypułkowy w Bielinie

Każdy z nas ma zapewne swoje ulubione miejsce.Tam czuje się najlepiej,bezpiecznie i zrelaksowany.To właśnie w jego odosobnieniu nasza samotność nabiera jakby sensowniejsze wymiary ocierające się nierzadko o przyjemność.Ci,którzy wiedzą co mam na myśli znają je dobrze.Jest nią magiczność miejsca,emocjonalna więż dzięki której mamy pewność,że coś nas zachwyca i onieśmiela.
Pomnik przyrody-dąb szypułkowy w Bielinie w gm. Słupno
Ja takich osobistych ostoi" posiadam kilka". Wśród nich są moje wiślane starorzecza i lasy łegowe,zalesiony jar w okolicach Płocka-miejsce gdzie poznałem piękne dzieciństwo oraz kilka okazałych olbrzymów do których powracam kiedy tylko mogę.Są nimi stare dęby-starcy mojej tęsknoty za czymś metafizycznie cudownym.O którym w cichocie naszych intymności każdy z nas marzy.Tego nie potrafi się w racjonalny sposób wyjaśnić,to po prostu jest w nas samych...
Jeden z nich rośnie niedaleko Płocka.Kiedy ostatnio wymierzyłem jego obwód na wysokości 1.30 cm. stwierdziłem że ma 6.70 cm grubości.To już coś,poważny wiek i poważne cyferki.Jest pomnikiem przyrody,co bardzo mnie uspokaja,bo kretynów niestety nie brakuje,którzy by go chcieli wyciąć...Rośnie lekko na uboczu w miejscowości Bielino w gminie Słupno.Charakteryzuje go potężna i rozłożysta korona.Dobry stan zdrowotny oraz siedlisko dzikich pszczół w szczelinie kory,którą zaadoptowały na swój ul. W okresie maja porasta go piękna łączka z pachnących konwalij.Z początkiem czerwca zamieniam się w melomana muzyki klasycznej- koncerty w jego listowiach urządzają sobie słowiki,czasem zaleci wilga i ",pozofijuje",szpaki,i kilka rodzajów muchołówek. Po prostu raj.
Mój dębowy spokój u " U Bielińsia...", tak go przewrotnie nazwałem
A kiedy jest mi źle i pragnę z kimś pogadać-a najczęściej ja gadam a on słucha wskakuję na rower i przysiadam.Wtedy mam takie przemiłe uczucie,że chroni mnie duch sędziwego żercy. Słowiański mag znad Wisły.Jakaś niewielka namiastka nieskalanej przyrody.Wówczas jestem szczęśliwy.Wiem,że mój " pogański cień" z pobliskich zakoli wiślanych nabiera nowych witalnych sił do życia.
Życzę wam wszystkim takich miejsc . I CHROŃMY STARE DRZEWA!

poniedziałek, 6 lutego 2012

Ginące zwierzęta na drogach...

Rocznie na polskich drogach ginie w wypadkach,potrąceniach śmiertelnych oraz zabójstwach przez pijanych "kierowców " ok. 4 tysięcy osób. Nasz kraj przoduje w tych zatrważających statystykach od wielu lat. Przecież to są liczby mówiące o liczebności niewielkich miasteczek.Nawet konfliktu zbrojnego nam nie potrzeba!
Szosa Płock - Drobin
Zabity lis - szosa Płock - Warszawa, nieopodal Słupna...
 Kiedy jednak weźmie się pod lupę setki tysiące zabijanych zwierząt na szosach -od wiosny po okres zimy,uświadamiam sobie jaką rzeż im robimy.Nie wspomnę tu oczywiście o migrujących  w okresie godowym płazach i gadach.Najbardziej bezbronnych uczestników "ruchu drogowego".Setki rozjechanych żab i ropuch próbujących przekroczyć własne szlaki a przecinające je szosy...To jest dopiero widok. Do tego zabite,okaleczone dziesiątki tysięcy saren,borsuków,dzików i łosi.Skala robi się wręcz niebotyczna.O jeżach wolę już nic nie pisać.
Zabita sarna przy szosie Płock - Soczewka, ok. Popłacina...( lipiec 2011 r.)
Rozjechany kret na leśnej drodze- lasy łąckie...
Dziś pokażę zaledwie ułameczek tego zwierzęcego holokaustu,jakiego byłem świadkiem.Zapewniam,że za każdym razem jadąc rowerem i zauważając te makabryczne zdarzenia-coraz bardziej jestem przychylny tezie,że za kilkanaście może naście lat, to wszystko,co żywe rozjedziemy w proch...Pozostaną nam ogrody zoologiczne,filmy przyrodnicze na kablowych kanałach i przeszyte dojmującą ciszą lasy i łąki.
 W centrum Płocka - ul Mickiewicza
Zabity borsuk przy szosie- ok. Sendenia...( wrzesień 2011 r. )
Kiedy zgłosiłem telefonicznie leśniczemu z tamtejszego leśnictwa jego kres uderzyło mnie bezduszne sformułowanie mundurowego - " A  w którym miejscu leży ta padlina ? ". Niby nic a jak dużo mówi o naszym stosunku do dzikiej zwierzyny...
Warto przy okazji zaznaczyć ogromny problem nasilającego się ruchu samochodowego w naszych lasach.Każdy teraz może wjechać,gdzie mu się żywnie podoba...Róbmy tak dalej-nasze wygodne "cztery litery" przecież są ważniejsze !
Z dedykacją dla egoistycznych mistrzów kierownicy. Treść powyższego proszę traktować jako mój osobisty protest przeciwko nim. Nie mam nic przeciwko tym,co przynajmniej pomyślą,zanim gdzieś wlezą swoimi kołami.

sobota, 4 lutego 2012

Kim jestem?

Kolejne dni siarczystych mrozów ukazały jak ograniczają one nasze plany.Coś chcemy spełnić,załatwić,zakończyć rychle .A tu siły natury nie pozwalają.Dziś się zbuntowałem.Powiedziałem sobie,że nic mi nie przeszkodzi w tym,co sobie obmyśliłem.Tak też się stało.
Wsiadłem na rower.Opatulony od stóp po zbrodziały zarost mojego porostu w ciepłe odzienie.W końcu z jakąś wolą nieskrępowanych ograniczeń czasu i ochoty.Ciągnęło w las. Na zamarznięte jeziora. Ku przyjemnym samotniom uśpionych cieni leśnych drzew.Przyroda choć w letargu powala mnie na kolana.Wiślany lód stykał się z moimi nędznymi stopami.Sprawiał,że pochłaniał ciepło.Mróz,-liźnięcia Matki natury obalają teorię o bezpiecznej wędrówce.Nie mogę zbyt długo udawać,że nic nie czuję.Członki palców teraz właśnie drętwieją najbardziej.
Jakże jestem bezbronny.Wystarczyło by zdjąć wszystko z siebie i po kilku chwilach jestem trupem.Na zawsze zmilczałym truchłem czegoś,co nie istniało.Ponoć tylko człowiek wie,że świadomie żyje.Ja w to nie wierzę.Zwierzęta,te dzikie i wolne mają chyba coś bardziej przemawiającego do naszych ślepych teorii.Niewidzialną więź z czymś co je otacza a co już dawno temu zagubiliśmy ( czytaj: zaprzedaliśmy). Metafizycznego ducha pierwotności zasiedziałego od ich narodzin po kres.Nie rozumiemy go.Jego żałosną podróbką jest nasze krwiożercze zło.Te,które obserwujemy na co dzień.
Wiślany dopływ - Brzeżnica
Kim jestem? Dalekim krewnym tego zła,a może jego bliźniakiem? Samotność pozwala mi na taki uniwersalizm.Pozerstwo z maskami,przy których tak wielu z nas dobrze sobie żyje.Trudno mi to pojąć. Pewnie dlatego zawsze będę ubogi.Bez przyszłości i lepszych widoków na stare lata.Z tej niechęci ciągłego rywalizowania z innymi.Po co ?
Wolę moją biedę,robotę co pozwala na minimum egzystencji.Niespełnienie kretyna.Rowerowy wypad w dwudziestostopniowy mróz.Wiślany lód i przenikliwy wiatr.Czasem odgłos krakań wron i kruków skulonych na zmarzlinie wiślanej wstążki.I taką jakąś dziwną pustkę,bliskość do tej granicy śmierci,gdybym chciał się zdecydować.Wejść na spękane lustro i zapaść się pod jego kruchością.
Nie sądzę,by ktoś zatęsknił prócz kilkorga życzliwców.
Moje serce jeszcze bije.Więc żyję.Naczynia krwionośne choć mocno poszerzone nadal pozwalają na obieg materii.Martwi mnie co innego.Jak ukoić niepokój,rwący strumień mojego cienia ku temu mrocznemu dziwadłu jakim jest chęć niechcenia niczego.Zgasić go nie umiem.Zaledwie zdmuchnąć,aby znikł to też nic szczególnego.Usiąść pod dębiną i zamarznąć? Za duże wyrzeczenie dla olbrzyma.
Kim do cholery jestem?!